Adrian Czerski miał odwieźć znajomych do Karpacza. Przed lokalem "Kotłownia” zabójcy zadali mu cztery ciosy nożem. Policja - pomimo trzymiesięcznego śledztwa - nie ustaliła, kim byli.
- Zrobię wszystko, żeby wyjaśnić, jak doszło do zamordowania syna - zapowiada Ireneusz Czerski, ojciec Adriana. - Zabójców widziało przecież wiele osób. Chcę, żeby doszło do przerwania zmowy milczenia.
23-letni mieszkaniec Kocka miał spędzić w Karpaczu tylko kilkanaście godzin. 2 stycznia zgodził się zawieźć tam znajomych. Był zawodowym kierowcą.
Ojciec po raz ostatni usłyszał syna w piątek 2 stycznia. Około godz. 18 zadzwonił z Karpacza. Powiedział, że wraca w najbliższą niedzielę.
- Tego wieczoru rozstał się ze znajomymi około godz. 22. Potem był widziany w barze "Magiel” i w "Kotłowni” - mówi Edyta Bagrowska z jeleniogórskiej policji. - Około drugiej w nocy znowu przyszedł do "Kotłowni”.
Tu przy stoliku siedziało czterech mężczyzn - dwóch z Zielonej Góry i dwóch poszukiwanych teraz przez policję. Ci ostatni krzyczeli "Górą Wołomin”. Doszło do szarpaniny, w którą prawdopodobnie wdał się też Adrian. Potem wszyscy wyszli z lokalu.
Mężczyźni z Zielonej Góry z zabójstwem nie mieli nic wspólnego. Policja poszukuje ich kompanów od stolika.
- Jeden z nich bawił się w tym lokalu w noc sylwestrową - dodaje Bagrowska. - Przedstawił się jako "pracujący student z Wrocławia” i że mieszka w okolicy Rynku. Miał charakterystyczny pasek od spodni, ze srebrną klamrą, na której wyświetlał się niebieski napis "Nowy Rok 2009”.
Program o poszukiwaniu zabójców w cyklu "997” wyemitowała TVP. Policja liczy, że ktoś rozpozna pokazane w nim portrety zabójców.
Zobacz materiał programu 997 TVP