Trzeba go wypier..., bo to komuch – mówił w listopadzie o ówczesnym zarządcy komisarycznym Zrembu w Łukowie prominentny działacz „Solidarności”. I stało się. Wczoraj „komuch” został zwolniony.
Zarządcą był 36-letni Artur Przybyś. Od jednego z pracowników Zrembu dowiedzieliśmy się, że do zakładu przyjechał urzędnik wojewody. Przywiózł nowego szefa – Jerzego Frąckiewicza, który przedstawił się jako bezpartyjny, z wykształceniem technicznym i menedżerskim. Przybyś usłyszał, że zarząd komisaryczny cofnięto, bo Zremb od dwóch lat ma zyski i spłaca wierzycieli. Wojewoda zaskoczył Przybysia. Jeszcze w grudniu ub. roku przedłużono mu umowę na trzy miesiące. Tyle, że można ją było rozwiązać z chwilą cofnięcia zarządu komisarycznego.
Na pozbyciu się Przybysia zależało szefowi lokalnej „S”. Nie przebierał w słowach. 30 listopada Dziennik opisał jak Witold Stępniewski, sekretarz mazowieckiej „Solidarności” i szef związku w Łukowie, zadzwonił do związkowego kolegi z Lublina. Pytał, kto będzie wojewodą, bo trzeba zmienić zarządcę komisarycznego w Zrembie. Stwierdził: „No wiesz, tutaj mam problemy w Zrembie, tam jest zarząd komisaryczny. I tam, rozumiesz, siedzi komuch w tym zarządzie. I trzeba go wypier... z tego zarządu i tam kogoś innego trzeba dać”.
Mieliśmy nagranie tej rozmowy. Skąd? Rankiem 29 listopada fotoreporter Dziennika odebrał telefon (numer był zastrzeżony, więc się nie wyświetlił). W słuchawce usłyszał, jak kilka osób spekuluje, kto zostanie wojewodą. Słysząc to dziennikarz włączył nagrywanie. W pewnym momencie jeden z rozmówców zadzwonił do lubelskiej „S”. Przedstawił się jako Witold Stępniewski. Poprosił o rozmowę z Marianem (Królem, szefem lubelskiego związku – red.), ale ten był nieobecny, później z Krzysiem (Choiną, sekretarzem Zarządu Regionu – red.). Chwilę po rozmowie, którą zacytowaliśmy, połączenie urwało się.
Stępniewski przyznał, że rozmawiał z Choiną. Ale przebieg rozmowy zapamiętał inaczej. – Po prostu zastanawiałem się czy zarząd komisaryczny jest jeszcze potrzebny. Słyszałem, że Zremb jest w lepszej kondycji – mówił nam związkowiec z mazowieckiej „S”.
Kiedy opublikowaliśmy zapis rozmowy Stępniewskiego z Choiną, związkowcy donieśli do prokuratury, że ktoś mógł zamontować w ich siedzibie podsłuch. Prokuratura do dziś prowadzi śledztwo. Wzięła od nas kopię nagrania.