Nasz region nie radzi sobie z usuwaniem azbestu. Największe kłopoty z usuwaniem szkodliwych substancji mają samorządy. Takie wnioski przynosi ostatni raport Najwyższej Izby Kontroli.
W tym tempie usuwanie szkodliwych odpadów zajmie ponad 500 lat – ostrzegają kontrolerzy NIK. Eksperci nie zostawili suchej nitki na samorządach, które nie wiedzą dokładnie ile ton szkodliwej substancji mają na swoim terenie. Dokładny spis przeprowadziło tylko 18 proc. gmin. Pozostałe opierają się na szacunkach.
NIK wyliczyła, że udało się zutylizować niecałe pół procent szkodliwych substancji. Tymczasem według rządowych założeń, za dwa lata jedna trzecia azbestu powinna trafić na składowiska. Samorządowcy zapewniają, że poprawią tempo.
– W 2008 roku podpisano 32 umowy na usuwanie azbestu – mówi Sławomir Sosnowski, wicemarszałek województwa. – W ubiegłym roku już 75. Mamy więc znaczny wzrost i zrobimy wszystko, aby go utrzymać. Nie mam jednak złudzeń, że bez wsparcia z budżetu centralnego, wypełnienie rządowych założeń będzie wyjątkowo trudne.
Zdaniem samorządowców, raport NIK może mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością. Przyjęto w nim, że na Lubelszczyźnie jest ponad 2 mln ton azbestu. To szacunki, bo według gminnych spisów mamy tylko 800 tys. ton. Problem w tym, że taki spis przeprowadziły tylko nieliczne gminy. W tym roku ma się to zmienić. Lubelszczyzna uzyskała bowiem 40 mln zł na usuwanie azbestu. By skorzystać z tych pieniędzy, samorządy muszą dokładnie sprawdzić ile szkodliwych substancji jest na ich terenie.
– Taki wykaz muszą dostarczyć do końca marca – dodaje Sosnowski. – Myślę że ten program zdopinguje wójtów, bo do wykorzystania są stosunkowo duże środki.
Usuwanie azbestu ma ruszyć jesienią. Z programu mogą skorzystać nie tylko gminy, ale również osoby prywatne. Po raz pierwszy samorząd płaci nie tylko za transport, ale również za usunięcie azbestowych płyt.