Najbardziej lubi gumę do żucia, słodycze i godzinne spacery po osiedlu Przyjaźni. Konstanty Jung 1 listopada obchodził 105 rocznicę urodzin. Prawdopodobnie jest najstarszym mieszkańcem Lublina. A na pewno parafii na Tatarach. Przeżył dwie wojny światowe, trzy ustroje. Ma czworo dzieci i siedmioro wnucząt.
Dziś pan Konstanty już niewiele mówi. - Wiek robi swoje - tłumaczy Teresa Łuszczka, córka jubilata, która mieszka z nim w jednym bloku. - Mimo lat, tato jest samodzielny. Dawniej lubił słuchać radia i dużo chodzić. Dopóki mógł, to nie korzystał z komunikacji miejskiej. Kiedy w 1997 roku umarła mama, tato się załamał. Razem byli od 1932 roku. 65 lat.
Przed II wojną światową jubilat mieszkał w Warszawie. Pracował jak szewc, był taksówkarzem. W czasie okupacji hitlerowskiej wrócił do rodzinnej Kozobaty pod Chełmem, gdzie zaciągnął się do akowskej partyzantki. Walczył z Niemcami, odniósł kilka ran. Po wojnie osiedlił się w Lublinie. Aż do 87 roku życia pracował w różnych lubelskich firmach.
- Ojciec nie ma specjalnej recepty na długowieczność. Nie palił papierosów, alkohol pił jedynie przy dużych okazjach. Dziś tylko się dziwi, dlaczego ludzie tak narzekają. Mają piękne samochody, ładnie mieszkają, mogą dużo kupić, żyją w ładnym mieście - kończy córka Teresa Łuszczka. Miasto jednak nie pamiętało o jubilacie, mimo że przez wiele lat jego sąsiadem z bloku był prezydent Lublina, Andrzej Pruszkowski.