Janusz P., urzędnik Prokuratury Apelacyjnej w Lublinie, który miał pieczę nad jej tajnymi dokumentami, jest zamieszany w aferę korupcyjną. Wczoraj został zatrzymany na dziedzińcu prokuratury.
Janusz P., pełnomocnik do spraw ochrony informacji niejawnych, wczoraj rano wszedł do budynku prokuratury w asyście policjantów. Zatrzymali go, gdy zmierzał do pracy. Prawdopodobnie nie przeczuwał co się święci, bo wrócił właśnie ze szkolenia. To, o co jest podejrzewany, ma związek z jego poprzednią pracą. Był oficerem wojska. Dosłużył się stopnia pułkownika.
– Zostanie mu postawiony zarzut załatwiania odroczeń ze służby wojskowej – poinformował wczoraj po południu Robert Bednarczyk, prokurator apelacyjny w Lublinie, zwierzchnik Janusza P. – Mamy mocne dowody.
Śledztwo w tej sprawie toczy się zaledwie od pięciu dni. Na początku tygodnia wydział do walki z korupcją Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie zawiadomił prokuraturę, że ma dowody obciążające jej pracownika. Wyszły na jaw przy okazji innej sprawy. Prokurator apelacyjny zaangażował do rozpracowania sprawy prokuratorów z Zamościa. Wczoraj, po zatrzymaniu Janusza P., przeszukali jego pomieszczenia służbowe i dom.
Prokuratura nie chciała wczoraj ujawnić, na jaką skalę działał Janusz P. i kto z nim współpracował. Podała tylko, że zarzut dotyczy ostatnich tygodni. Ponadto w tej sprawie postawiła już zarzuty trzem innym osobom. Tym, którzy dawali łapówki za wymiganie się od wojska i osobie, która sfałszowała dokument. Ale na tym sprawa się nie zakończy. Wiele zależy od tego, co na przesłuchaniu powie Janusz P. Planowano przeprowadzić je wczoraj wieczorem. Dziś powinna zapaść decyzja, czy prokuratura wystąpi do sądu o jego aresztowanie.
– Liczymy na jego szczerość – mówi zwierzchnik podejrzanego.
Prokurator Bednarczyk już zapowiedział, że do śledztwa może zostać włączona prokuratura wojskowa. Zwykła prokuratura nie może prowadzić śledztw przeciwko czynnym oficerom wojska. A tacy mogą pojawić się w sprawie.
Wczoraj Janusz P. złożył wypowiedzenie z pracy. W Prokuraturze Apelacyjnej pracował od kilku lat. Miał dbać o ochronę tajnych dokumentów. Do pomieszczeń, gdzie je przechowywano, wchodzili tylko nieliczni prokuratorzy. Według Bednarczyka, nic na razie nie wskazuje, żeby Janusz P. wykorzystywał do przestępczych celów informacje uzyskane w prokuraturze.