
Ponad 30 tysięcy osób w naszym województwie zmaga się z niedożywieniem, podczas gdy tony warzyw i owoców marnują się na polach. W odpowiedzi na ten problem lubelski oddział PCK otworzył jadłodzielnię – miejsce, gdzie każdy może zostawić nadmiar jedzenia lub z niego skorzystać.

Pani Maria ma za sobą ponad 20 lat pracy i 1600 złotych emerytury. Z tej kwoty co miesiąc musi odjąć tysiąc złotych na opłaty i leki. Jest osobą samotną.
– Można żyć, prawda? – pyta z przekąsem. – Nie jest łatwo, ale jakoś sobie radzę. Trochę rodzina mnie wspomaga. Żyję skromnie, same leki to dla mnie duży wydatek. To nie jest tak ładnie, jak w telewizji pokazują, że wszędzie jest praca, bo tak naprawdę jej nie ma. Zwłaszcza dla ludzi starszych, którzy chcieliby dorobić do emerytury. W tym wieku już nas nie chcą zatrudniać. Wiadomo, że jeśli byłoby dobrze, to człowiek by tu nie stał – mówi, czekając w kolejce po gorącą grochówkę w siedzibie lubelskiego oddziału okręgowego Polskiego Czerwonego Krzyża przy ulicy Bursaki.
Osób w podobnej sytuacji są dziesiątki. Jak mówią pracownicy organizacji, ubodzy lub osoby w trudnej sytuacji życiowej mogą być tuż obok nas – za przysłowiową ścianą. Ubóstwo nie zna wieku, dotyka zarówno starszych, jak i młodszych.
– Przychodzą do nas matki z dziećmi, osoby starsze i ubogie, którym brakuje pieniędzy na podstawowe wydatki. Brakuje im chleba, warzyw i owoców, które są niezbędne w zdrowej diecie. Co tydzień obsługujemy ok. 50 osób. Od poniedziałku do środy wydajemy też żywność ze środków Unii Europejskiej. Nasi podopieczni już dopytują, czy będą paczki na święta – mówi Karolina Gębka, która na co dzień wydaje w PCK żywność potrzebującym.
Przy ulicy Bursaki można pobrać żywność i skorzystać z innych programów, np. poczty obiadowej czy Karty Dobra. W czwartki wydawane są tu owoce i warzywa – głównie darowizny otrzymywane ze sklepów. Od dzisiaj (16 października) działa tu również jadłodzielnia. Dwie kolejne organizacja otworzyła we Włodawie i Opolu Lubelskim.
Jak podkreślają pracownicy PCK, każdy może podzielić się żywnością, której ma za dużo lub która mogłaby się zmarnować. To miejsce otwarte dla osób prywatnych, ale też dla firm i restauracji. Można tu swobodnie przynieść i swobodnie wziąć. Oprócz żywności jadłodzielnia przyjmuje także książki, niewielki sprzęt gospodarstwa domowego i inne rzeczy codziennego użytku – z wyłączeniem odzieży.
Z chwilą otwarcia pojawili się pierwsi zainteresowani. Wśród nich był pan Rafał (imię zmienione).
– W kolejce stoję po wszystko, co mi dadzą. Opieka społeczna zapewnia biednym w Polsce 505 złotych i ewentualnie 100 złotych na dożywianie. Z czego więc mamy przeżyć? Moja trudna sytuacja wynika z tego, że na razie nie ma dla mnie żadnej pracy. Przyszły też choroby, a do emerytury jeszcze mi trochę zostało. Przychodzę tutaj co czwartek, jakoś sobie radzę, nie mam wielkich wymagań. Korzystam też z promocji, chodzę do ciucholandów. Ja nie marnuję żywności – nawet gdy jest taka „na pograniczu”, chętnie z niej korzystam – mówi.
Czy rzeczywiście w Polsce jest problem głodu? Patrząc na to, że rocznie marnujemy około 5 mln ton żywności, a w ostatnim czasie głośno zrobiło się o papryce, pomidorach i ziemniakach, które pozostały na polach, warto się nad tym zastanowić. Zdaniem Macieja Budki, dyrektora lubelskiego oddziału okręgowego PCK, powszechnym problemem w naszym kraju jest niedożywienie i niedojadanie. To nie tylko problem „trzeciego świata”.
– Bardzo duża część naszego społeczeństwa może nie tyle głoduje, co ma bardzo kiepską jakość swojego żywienia. Mamy wielu seniorów, którzy nie dojadają, mamy ludzi, którzy odżywiają się bardzo niskiej jakości żywnością. Są tacy, którzy ciepły posiłek spożywają raz w tygodniu – mówi Budka.
PCK stale pomaga dwóm tysiącom osób z Lublina, zapewniając im m.in. ciepły obiad, paczki żywnościowe i karty na zakupy. W skali województwa opieką objętych jest ponad 30 tysięcy osób. Od teraz chętni mogą również skorzystać z jadłodzielni, która działa w godzinach pracy PCK – od 7 do 16.
