

Mirosław Sołyga rzucił karierę w korporacji i zajął się tym, co kocha najbardziej. W niewielkiej wiosce Przybysławice koło Garbowa kilka lat temu stworzył własny browar. Dzisiaj "Chmiele Nałęczowskie" to jedna z najbardziej znanych kraftowych marek na Lubelszczyźnie.

"Chmiele Nałęczowskie" to dzisiaj rodzinna firma, która produkuje i sprzedaje ok. 25 tys. litrów własnego piwa rocznie. Butelki z takim logo można kupić pojedynczych punktach gastronomicznych i handlowych w Nałęczowie, Lublinie, Warszawie i Kazimierzu Dolnym. W sezonie stoisko firmy z powiatu lubelskiego można spotkać na największych targach i chmielowych eventach w kraju, nie raz przywożąc za swoje trunki złote medale.
Takie, jak dawniej
Historia tego lokalnego browaru sięga 2013 roku, kiedy Mirosław Sołyga spróbował piwa, które uwarzył jego kolega. - Ten smak przypomniał mi słowa mojego ojca, który często wspominał piwo z lat 80-tych, bez ulepszaczy, bez skracanych procesów produkcji. Zapragnąłem wtedy zwarzyć własne, wtedy jeszcze używając granulowanego chmielu. Pamiętam, jak wyglądała nasza kuchnia po tych pierwszych eksperymentach (śmiech). Naszą pierwszą inwestycją był prezent, jaki dostałem od żony, mały kociołek z termostatem, wtedy to był koszt trochę ponad 2 tys. zł. Pierwszymi "klientami" była nasza rodzina i znajomi. Ich bardzo pozytywne reakcje zachęciły nas do tego, by to moje hobby rozwijać - opowiada browarnik.
Z biegiem lat piwne hobby zaczynało zajmować więcej czasu, a pan Mirosław znajdował coraz więcej miłośników swoich wyrobów. Na forach skupiających pasjonatów kraftowego browarnictwa występował wtedy jako "Browar Gniewko" od imienia swojego syna (ma także córkę Dobrawę przyp.). Zmiana brandu na znane do dzisiaj "Chmiele Nałęczowskie" nastąpiła kilka lat później po kolejnym ważnym wydarzeniu - nawiązaniu współpracy z dostawcą suszonych, chmielowych szyszek z gminy Nałęczów. Gdy tylko znajomi państwa Sołyga spróbowali piwa z tych szyszek poprosili, by od teraz robili już tylko takie. To był smakowy i marketingowy strzał w dziesiątkę.
Życiowa zmiana
- Stwierdziliśmy wtedy, że warto promować tę naszą małą ojczyznę, Nałęczów, Puławy, Kazimierz Dolny, a nazwa "Chmiele Nałęczowskie" zawsze będzie kojarzyła się z tym regionem. I rzeczywiście tak jest, gdziekolwiek jesteśmy, na eventach w Łodzi, czy w Szczecinie, ludzie nas rozpoznają i kojarzą nas z Lubelszczyzną - mówi właściciel firmy.
W 2020 roku browarnicze hobby stało się nowym sposobem na życie. Za namową żony Pauliny oraz lekarza kardiologa wskazującego na potrzebę "wyeliminowania źródła stresu", Mirosław Sołyga postanowił rzucić pracę w korporacji, jednym z wiodących koncernów spożywczych i zająć się własnym biznesem - warzeniem piwa. - Zawsze marzyłem, by robić coś swojego - przyznaje nasz rozmówca.
Kocioł od zakonników
Małżeństwo sięgnęło po oszczędności by kupić niezbędny sprzęt (w tym pozyskany od zakonników z Krakowa kocioł zacierno-warzelny, jedyny taki wśród browarów na Lubelszczyźnie) oraz przystosowało garaż przy swoim domu do rzemieślniczej produkcji trunków z własnego przepisu. Koszt, licząc z tym remontem, sięgnął kilkuset tysięcy złotych, ale...było warto. Gdy tylko "Chmiele" pojawiły się na rynku, telefony od lokalnych restauratorów i właścicieli sklepów wkrótce same zaczęły dzwonić.
Pierwsze kontrahenta browarnik pamięta bardzo dobrze, bo współpracują razem do dzisiaj. To była jedna z restauracji w Nałęczowie, potem doszły kolejne punkty w Kazimierzu Dolnym, Lublinie i Warszawie. Już teraz moce produkcyjne wystarczają na mniej więcej połowę zapotrzebowania, ale państwo Sołyga po zakupie ostatnich fermentatorów na razie rozkręcania skali działalności nie planują. Zamiast tego chcą iść w różnorodność swojej oferty, bawić się konstruowaniem nowych smaków i zachwycać klientów oryginalnością.
Złota lawenda
W rodzinnej firmie coraz większą rolę pełni żona pana Mirosława, Paulina Stępniak-Sołyga, która nie tylko pomaga mimo własnej pracy zawodowej, ale także projektuje nowe smaki. To właśnie ona stoi za hitami sprzedaży "Chmielów Nałęczowskich" jak piwo lawendowe (złoty medal publiczności na targach w Łodzi) stworzone na jeden z lokalnych festiwali oraz najnowsze piwo głogowe z głogu zrywanego z miejscowych łąk.
Pomysłów na kolejne piwowarskiemu małeżeństwo nie brakuje. Na święta Bożego Narodzenia oferują piwo Świętego Mikołaja, a na 14 lutego - piwo Świętego Walentego. Kolejnym hitem może być natomiast piwo dla diabetyków. Na razie jednak, jak sami przyznają, na eksperymenty nieco brakuje czasu, bo w sezonie pierwszeństwo mają zamówienia dla odbiorców. W zimie, gdy browarnicza maszyneria będzie mniej obciążona, najpewniej doczekamy się kolejnych smaków.
Dbałość o szczegóły
Sprzedawanych rodzajów piwa z Przybysławic na razie jest dziewięć od klasycznego smaku z lat 80 - "Jasne goryczkowe", przez łagodne "Lewendowe", ciemno-bursztynowe "Klasztorne mocne" po bardziej gorzkie "IPA aromatyczne". Każde wykonywane na miejscu, ze sprawdzonych składników, ręcznie nalewane do butelek przez właściciela browaru. I ta kraftowość, mała skala ale wysoka dbałość o szczegóły, według właścicieli jest najważniejsza.
Czy zatem jest szansa na kolejny rozwojowy krok, rozbudowę, zwiększenie produkcji? Pan Mirosław tłumaczy, że on sam takich planów nie ma, a obecną wielkość firmy wspólnie z żoną uznają za optymalną. W przyszłości jednak, gdy do głosu być może dojdą ich dzieci, wszystko jest możliwe. - Kto wie, może to doświadczenie, które dzisiaj zbierają pomagając nam, a dodam, że nikogo nie zatrudniamy, więc ich wsparcie jest naprawdę ważne, kiedyś zaowocuje na większą skalę. Ale o tym będą już decydowały nasze dzieci - przewiduje przedsiębiorca.

