Wysokiego odszkodowania od władz miasta domagają się mieszkańcy jednorodzinnego domku na Czubach. Bo urząd zgodził się na to, aby obok ich posesji stanął blok spółdzielczy. Odległość między budynkami jest mniejsza niż zezwalają na to przepisy.
- Okazało się, że blok powstanie za blisko naszego domu. I to uniemożliwi nam rozbudowę - mówi Teresa Maj. - A rysunki jakie były w dokumentacji różniły się między sobą. Blok na jednym wyglądał zupełnie inaczej niż na drugim. Na dodatek dokumenty wykazywały inną odległość między nieruchomościami, niż to było w rzeczywistości.
Były też inne błędy. Na rysunku, który miał wykazać, czy blok nie będzie zbytnio przesłaniał świata Majom, ich domek zamiast czterech okien ma tylko dwa. Po to, by wszystko się zgadzało.
Majowie zaskarżyli decyzję do wojewody. I przegrali. Rację przyznał im dopiero Wojewódzki Sąd Administracyjny, który uchylił pozwolenie na budowę bloku. Ten wyrok podtrzymał Naczelny Sąd Administracyjny. Efekt? Spółdzielnia nie dysponowała dokumentem pozwalającym na prowadzenie budowy. Ale roboty trwały w najlepsze.
Blok jest już ukończony. Winą za to Majowie obarczają powiatowego inspektora nadzoru budowlanego, Stanisława Bicza. Jesienią zwrócili się do prezydenta Lublina, by wszczął wobec Bicza postępowanie dyscyplinarne. Prezydent nie odpisał, Majowie poskarżyli się Radzie Miasta. Działająca w niej komisja rewizyjna uznała skargę za zasadną. Sprawa stanie na najbliższej sesji rady, 23 marca.
Nadzór budowlany zapewnia, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. - A po postępowaniu naprawczym (naprawienie błędów proceduralnych czyli tych na papierze a nie w rzeczywistości - przyp. red.), budynek został przekazany do użytkowania - informuje Stanisław Bicz, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego.
Mieszkańcy domku powiadomili o sprawie prokuraturę. I zapowiedzieli, że będą starać się o wysokie odszkodowanie. Nie zdradzają jego kwoty.