Międzynarodowe towarzystwo, fałszywe obligacje z USA i historia niczym z filmu. W lubelskim sądzie ruszył proces grupy oskarżonej o próbę milionowych wyłudzeń. Za intrygą miało stać dwóch Włochów – kierowca i wulkanizator
Dwaj Włosi, trzej Ukraińcy i Polak w asyście tłumaczy stawili się w środę w Sądzie Okręgowym w Lublinie. Zdaniem prokuratury, usiłowali sprzedać imitacje amerykańskich obligacji, opiewające na 600 mln dolarów.
– To nieprawda. Nie znam większości tych panów. Padłem ofiarą prowokacji służb – oświadczył przed sądem Marek Ż., mechanik z Lublina, jeden z głównych oskarżonych w procesie.
Według śledczych, przestępczą intrygę zapoczątkował Lamberto S., 59-letni Włoch, kierowca po 3 klasach szkoły średniej. Mężczyzna miał imitację amerykańskiej obligacji o nominale 100 mln USD. Dokument pochodził rzekomo z lat 30. ubiegłego wieku.
59-latek miał otrzymać również cyfrowe kopie pięciu podobnych dokumentów. Wszystkie chciał sprzedać za 10 proc. nominalnej wartości. W 2010 r. wtajemniczył w swój plan Romolo F., znajomego wulkanizatora. Panowie zaprosili do siebie Ukraińca Volodymyra Z. Kierowca ze Lwowa przyjeżdżał kiedyś do nich na saksy. Mężczyzna miał szukać na Ukraninie kupca, zainteresowanego „obligacjami”.
Wtajemniczył w swój plan Yosyfa Y., przedsiębiorcę ze Lwowa. Ten zaś poznał na kijowskim dworcu Marka Ż., mechanika z Lublina, który zaproponował pomoc w szukaniu kupca w Polsce.
Mechanikowi udało się dotrzeć do Krzysztofa K., który chciał wybudować w Lublinie bioelektrownię.
Szukał zabezpieczeń kredytowych, a obligacje wydawały się idealne. Krzysztof K. spotykał się z „kontrahentami”. Z akt sprawy wynika, że główną rolę na spotkaniu odgrywał Lamberto S. Kierowca przedstawił się jako pełnomocnik dysponenta obligacji, przeora „Suwerennego Zgromadzenia Św. Jana z Jeruzalem – Rycerstwo z Malty”. Pozostali członkowie grupy grali biznesowych pośredników, bankierów i tłumaczy.
Krzysztof K. szybko zdał sobie sprawę z oszustwa. Pełnomocnictwa „kontrahentów” okazały się fałszywe. Mężczyzna zainteresował sprawą Centralne Biuro Antykorupcyjne. Niebawem z Markiem Ż. skontaktował się Rafał, agent CBA podający się za przedsiębiorcę.
Oszuści zaoferowali mu sześć obligacji o nominale 100 mln USD każda. Miał je wystawić Bank Rezerw Federalnych w Filadelfii. Cała grupa umówiła się z Rafałem w hotelu Mercure w Lublinie. Pokazali jedną obligację, poprosili o 100 tys. euro zaliczki i zaproponowali, że resztę pieniędzy odbiorą w Lichtensteinie. Zostali zatrzymani.
– Kiedy tak leżeliśmy skuci na podłodze, ten Rafał groził, że mnie zabije – żalił się w sądzie Marek Ż. – Zostałem w bestialski sposób zaatakowany. Panowie przedstawiali się jako dyrektorzy z generalnej dyrekcji dróg. Potem okazało się, że to agenci CBA. Padłem ofiarą manipulacji służb – oskarżał.
Zdaniem Marka Ż., CBA próbowało go skompromitować jeszcze przed wpadką w hotelu. Do tajnej operacji miało dojść w Sewastopolu.
– Zwiedzałem tam okręt szpitalny – wspominał w sądzie Marek Ż. – Tam poznałem agenta Józka, który zaprosił mnie do Warszawy i przedstawił innemu agentowi. Ten podawał się za hurtownika paliw i chciał kupić ode mnie rosyjskie kanonierki. Podałem mu adres admiralicji w Sewastopolu. Znałem adres, bo przecież zwiedzałem tam okręt.
Według śledczych, rzekome obligacje to bezwartościowe kartki papieru, przygotowane na domowej drukarce. Włosi odwzorowali dolarowy banknot i do jedynki dopisali zera. Nie uniknęli błędów językowych.
Za oszustwo członkom całej grupy grozi do 10 lat więzienia.