20-procentowe cięcie poselskich pensji to za mało - pokazuje badanie opinii publicznej. Połowa z nas uważa, że wystarczy 3,5 tys. zł na rękę. - Pieniądze to niezależność. Im mniej pieniędzy, tym niezależność polityków maleje - przestrzega ekspert
Poseł lub senator, który dziś zarabia w sumie ponad 12,5 tys. zł brutto, po 20-procentowej obniżce zafundowanej przez PiS dostanie pensję w wysokości nieco ponad 10 tys. zł brutto miesięcznie. Czyli około 7,6 tys. zł na rękę.
– Głos ludu, głos Boga – uzasadniał konieczność skromniejszego życia parlamentarzystów prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Jak się jednak okazuje, „lud” sięga jeszcze głębiej do kieszeni posłów i senatorów. Jak bowiem dowodzą opublikowane wczoraj wyniki sondażu pracowni Ariadna na zlecenie Gazeta.pl, połowa badanych chce, by zarabiali oni nie więcej niż 5 tys. zł brutto, czyli około 3,5 tys. zł na rękę. A to mniej więcej tyle, ile wynosi średnia krajowa. – I mniej więcej tyle, ile zarabiają kasjerzy w Biedronce czy Lidlu – komentuje Gazeta.pl.
Według tego badania 30 proc. Polaków chciałoby, żeby zarobki parlamentarzystów wynosiły od 5 do 7,5 tys. zł brutto (3,5–5,3 tys. zł netto), 14 proc. – od 7,5 do 10 tys. zł brutto (5,3–7 tys. zł netto). Pozostali opowiadają się za starymi (3 proc.) i nowymi, czyli obciętymi przez PiS zarobkami (4 proc.).
Podsumowując ten sondaż warto odnotować, że aż ponad 90 proc. z badanych chciałoby, żeby na Wiejskiej zarabiano jeszcze mniej, niż proponuje PiS powołując się na „głos ludu”.
Dlaczego uważamy, że posłom nie powinniśmy płacić dużo?
– To dowód na to, że ludzie bardzo nisko oceniają polityków. Nie postrzegają ich pracy pozytywnie, więc mają poczucie, że powinni też mało zarabiać – wyjaśnia Krzysztof Jakubowski, prezes Zarządu Fundacji Wolności. Uważa też, że przy niskich dochodach politycy będą bardziej podatni na zjawiska korupcyjne.
– Pieniądze to niezależność. Im mniej pieniędzy, tym niezależność polityków maleje – mówi Jakubowski. – Obniżenie wynagrodzeń może spowodować też, że osoby mające wiedzę i kwalifikacje nie będą chciały kandydować na stanowiska wybieralne – dodaje.
– Zbyt niskie uposażenie może sprawić, że posłowie zaczną szukać dodatkowych źródeł finansowania, co stworzy również ryzyko nieuprawnionego lobbingu – zauważa poseł PO Włodzimierz Karpiński. – Z drugiej strony, nie może być to kwota zbyt wysoka, która zachęcałaby to bizantyjskiego stylu życia.
Ile powinna wynosić?
– Tyle, żeby zapewnić niezależność i możliwość skutecznego działania w swoim okręgu – mówi Karpiński.
– Przez wiele lat nie pobierałem uposażenia poselskiego i nie jest to dla mnie problem. Sejm nie powinien być przechowalnią ludzi szukających łatwego chleba. Muszą tam być ludzie z pasją, gotowi do ciężkiej pracy, a nie dla pieniędzy i nie dla zaszczytów – przekonuje poseł PO Stanisław Żmijan.
– Zarobki zostały obniżone o 20 proc., tak zdecydował parlament. Ustaliliśmy, że pełnimy misję na rzecz państwa i jeżeli społeczeństwo będzie oczekiwało, żebyśmy pracowali za darmo, to tak zrobimy. Jakoś sobie poradzimy – mówi z kolei poseł PiS Marcin Duszek.
Jak jednak zauważa poseł Grzegorz Raniewicz (PO), obcięcie poselskich pensji tak naprawdę jest karą dla tych, którzy wykryli aferę z nagrodami dla ministrów rządu PiS.
– Jednak wynagrodzenia ministrów nie zostały zmniejszone. Nadal zarabiają tyle samo. Ponadto znaczna liczba posłów PiS piastuje stanowiska rządowe, a więc obniżka poselskich wynagrodzeń ich nie dotyczy – mówi Raniewicz.