800 złotych podwyżki i zmiany warunków zatrudnienia żądają pracownicy Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Lublinie. Oprócz pieniędzy chcą też, by traktowano ich z szacunkiem
Spór zbiorowy z dyrekcją, w który weszły trzy związki zawodowe działające w stacji przy ul. Żołnierzy Niepodległej (do niedawna I Armii Wojska Polskiego), trwa już ponad rok. Honorowi krwiodawcy mogą łatwo się zorientować, że między załogą i dyrekcją iskrzy. Na kartkach rozklejonych w całym w budynku można przeczytać m.in., że „nie pozwolimy, by wmawiano nam, że jesteśmy zaściankiem” czy rady jak „zamiast kupować pałacyk inwestujmy w pracowników” (chodzi o plany zakupu sąsiedniego budynku, z którego wyprowadził się sanepid).
– Mamy bardzo odpowiedzialną pracę, a wynagrodzenie takie jak za rozkładanie towaru w sklepie. Dyrekcja twierdzi, że średnie wynagrodzenie w naszej stacji to 4,5 tys. zł brutto, ale naprawdę nie wiem kto tutaj dostaje takie pieniądze. 80 proc. załogi ma zarobki na poziomie 2-2,5 tys. zł „na rękę” – mówi Piotr Gryba z Zakładowego Związku Diagnostów Laboratoryjnych. I dodaje, że pracownicy mają dość. – Dlatego dziś rozpoczynamy referendum, żeby dowiedzieć się ilu pracowników jest za podjęciem działań protestacyjnych. Na pewno nie uderzymy w krwiodawców, musimy jednak wywrzeć jakiś nacisk na pracodawcę – zaznacza Gryba.
– Jesteśmy otwarci na dyskusję. Możemy rozważyć różne propozycje zmiany wynagrodzenia np. rozłożenie podwyżki na lata. Niestety, dotychczasowe spotkania z dyrekcją nie przyniosły żadnych rezultatów – dodaje Szymon Lejawka, przewodniczący NSZZ Solidarność RCKiK w Lublinie. – Nie chodzi nam tylko o podwyżki. Chcemy też dodatków za pracę w niedziele i wliczenia do godzin pracy czasu powrotu z akcji terenowej poboru krwi.
Na niskie zarobki narzekają też pielęgniarki. – Podstawową pensję mamy trochę wyższą niż w szpitalach. To ok. 3 tys. zł brutto, ale za to nie mamy dodatków. A również pracujemy w 24-godzinnym systemie oraz w soboty i niedziele jeśli są akcje terenowe. Nie idą za tym żadne gratyfikacje – mówi Anna Wargol Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych przy RCKiK w Lublinie.
Pracownicy boją się też, że stracą pracę (chodzi o plany redukcji zatrudnienia). Nie podoba im się też sposób w jaki są traktowani przez dyrekcję i to, co słyszą pod swoim adresem na zebraniach załogi.
Dyrekcja wyliczyła, że podwyżki, których żądają pracownicy, to koszt 3,8 mln zł rocznie. Na to centrum nie stać. Dr n.med. Elżbieta Puacz, która od lutego tego roku kieruje RCKiK w Lublinie (jest też prezesem Krajowej Izby Diagnostów Laboratoryjnych), była dla nas wczoraj nieuchwytna.
Kolejne spotkanie dyrekcji z pracownikami zaplanowano na wtorek.