Niech pani zamknie okna i czeka. Do poniedziałku. Wtedy ktoś usunie gniazdo os – usłyszała wczoraj od pracowników administracji osiedla pogryziona przez osy staruszka.
Wczoraj o mały włos nie doszłoby przez to do tragedii. – Była godz. 3.30. Obudziło mnie jakieś łaskotanie na szyi – opowiada kobieta. – To osa. Niestety, nim ją przegoniłam, zdążyła mnie ugryźć w okolice krtani. Druga ukąsiła mnie w nogę.
Miejsca ukąszenia zaczęły puchnąć, czerwienić się i przeraźliwie boleć. Kobieta wezwała pogotowie. Lekarze zaaplikowali kilka zastrzyków.
Przestraszona staruszka zwróciła się o pomoc do administracji osiedla. Poprosiła, aby pracownicy zajęli się owadami. – Ciągle mnie zbywano. Naśmiewali się, że nie przyjadą, bo ich też osy pogryzą – skarży się kobieta. – Krew mnie zalała, gdy kazali mi przy takim upale zamknąć okna i czekać na ekipę aż do poniedziałku.
Dopiero, gdy staruszka zażądała telefonu do prezesa, przyszedł do niej pracownik administracji. Przeprosił za tę sytuację i kazał dzwonić na straż pożarną. Ale osami już się nie zajął. – Tylko mi płyn owadobójczy wręczył – opowiada kobieta
O takim traktowaniu staruszki poinformowaliśmy Janusza Szaconia, prezesa RSM „Motor”. – Wyjaśnię tę sprawę – obiecał. Ale, gdy później do niego dzwoniliśmy, telefonu już nie odbierał.
– Dziwne, bo administracja osiedla powinna wiedzieć, co się robi w takich przypadkach. A mieszkańcy mogą dzwonić bezpośrednio do nas – mówi bryg. Adam Szczepański, zastępca komendanta wojewódzkiego Państwowej Straży Pożarnej w Lublinie. – Mamy specjalną brygadę, która jeździ do usuwania gniazd os i szerszeni, zagrażających zdrowi lub życiu ludzi. Strażacy mają kombinezony ochronne i środki neutralizujące agresywne zachowanie owadów.
Tylko w ubiegłym tygodniu strażacy przeprowadzili 95 takich akcji na terenie województwa lubelskiego. Zastępca komendanta obiecał pomóc staruszce.