Chełmski kierowca stracił prawo jazdy, bo ociągał się z płaceniem alimentów. Swoim dzieciom winien jest ponad 40 tys. zł. To pierwszy taki przypadek w regionie, ale zaraz ruszy lawina następnych.
- Korzystamy i będziemy korzystać z tej możliwości. Może to zmobilizuje najbardziej opornych do płacenia - zapowiada Halina Oziemczuk-Kasperek, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Chełmie. - Przynajmniej tych, którzy mają prawo jazdy.
- Nie ma tu znaczenia, jak długo ktoś ociągał się z płaceniem alimentów i jak dużej sumy nie zapłacił - mówi Dorota Gąsior, zastępca dyrektora ds. świadczeń rodzinnych w lubelskim MOPR. - Dla nas dłużnikiem jest każdy, kto nie płacił alimentów przez trzy miesiące.
Lubelska pomoc społeczna ma akta ponad czterech tysięcy dłużników alimentacyjnych. Tym, którzy współpracują z pracownikami socjalnymi i udowodnią, że nie mają pieniędzy na alimenty, utrata prawa jazdy nie grozi.
Kilkanaście wniosków o zatrzymanie tego dokumentu czeka już na rozpatrzenie w zamojskim wydziale komunikacji. Jak mówi Halina Rycak, dyrektor Miejskiego Centrum Pomocy Rodzinie, były przypadki, że alimenciarze zaczęli spłacać zaległości, gdy tylko usłyszeli, że mogą stracić uprawnienia do prowadzenia samochodu.
- Bywa, że ktoś po prostu nie ma z czego zapłacić - mówi Piotr Spiżewski, kierownik działu świadczeń rodzinnych w puławskim MOPS. - Ale dla tych którzy sobie lekceważą obowiązek alimentacyjny zatrzymanie prawa jazdy będzie bardzo dobrą motywacją.
Dłużnik, który straci prawo jazdy będzie je mógł odzyskać. Ale tylko wtedy, gdy udowodni, że nie ma pieniędzy na alimenty, albo zacznie płacić.
Joanna Sadowska