Znowu jest problem z zakupem 11 nowych pociągów elektrycznych dla województwa lubelskiego, które miałyby być wykorzystywane do obsługi połączeń regionalnych, np. z Dęblina przez Lublin do Chełma, czy z Łukowa do Dęblina. Do wtorku Urząd Marszałkowski czekał na oferty od dostawców takich pojazdów. Dostał dwie, obie zbyt drogie.
Samorząd spodziewał się, że na tabor wyda w najgorszym wypadku niecałe 153 mln zł. Tymczasem tańsza oferta – złożona przez bydgoską Pesę – opiewa na 179 mln zł. Droższa – od firmy Stadler Polska – została wyceniona na 218 mln zł.
W tej sytuacji władze województwa mają dwa wyjścia: znaleźć więcej pieniędzy na zapłatę lub unieważnić przetarg i ogłosić kolejny. Decyzji w tej sprawie jeszcze nie ma.
Ponowny przetarg byłby już czwartym podejściem do zamówienia pociągów dla województwa. Próby takiego zakupu trwają od wiosny, a kwota zarezerwowana na zapłatę jest wciąż ta sama: niecałe 153 mln zł. Zmieniają się tylko ceny – z każdym następnym przetargiem jest drożej.
Pierwotnie władze województwa spodziewały się, że pierwsze pociągi będą gotowe już w połowie grudnia bieżącego roku. Zimnym prysznicem okazała się cena zaproponowana przez jedyną firmę, która stanęła do przetargu: 171 mln. Tyle zażyczyło sobie konsorcjum zawiązane przez bydgoską Pesę i Zakłady Naprawy Taboru Kolejowego „Mińsk Mazowiecki”.
W drugim przetargu to samo konsorcjum wyceniło pociągi na ponad 173 mln zł, chociaż Urząd Marszałkowski obniżył wymagania co do tempa dostaw, wymagając tylko, bo pociągi były gotowe na marzec 2020 r. Ponieważ cena wciąż przerastała zaplanowany budżet, urzędnicy ogłosili trzeci przetarg. We wtorek okazało się, że znów jest za drogo.
Przypomnijmy, że zamawiane przez Urząd Marszałkowski pojazdy to dwuczłonowe elektryczne zespoły trakcyjne zdolne do jazdy z prędkością 160 km/h, wyposażone m.in. w klimatyzację i gniazdka służące do ładowania telefonów komórkowych.