Nie ma już „Pyzatej Chaty” przy ul. Lubartowskiej. Teraz miłośnikom serwowanej tam kuchni zostało jedynie szturmowanie lokalu przy ul. Okopowej. Pracownicy żałują rezygnacji z dobrze prosperującego punktu, ale przyznają, że nie mieli innego wyjścia. Wszystko przez pieniądze.
– Lokal na Okopowej funkcjonuje od blisko 7 lat, a przy Lubartowskiej pracowaliśmy przez 5 lat. W tym czasie zyskaliśmy wielu stałych klientów. Obsługiwaliśmy też uczestników wycieczek organizowanych przez różne biura podróży i serwowaliśmy posiłki dla klientów hosteli, z którymi współpracowaliśmy – opowiada Marek Klimek, menager „Pyzatej Chaty”. – Dużo zainwestowaliśmy też w sam lokal. Kiedy go przejmowaliśmy nie był remontowany od 25 lat. Było naprawdę bardzo dużo do roboty.
„Pyzata Chata” zdecydowała się jednak wypowiedzieć najem lokalu. Powodów było kilka, ale przeważył ogromny czynsz.
– Za 140 mkw. co miesiąc musieliśmy płacić 11 tys. zł czynszu. Do tego oczywiście media. Prosiliśmy o obniżenie stawek. Tłumaczyliśmy, że gros naszych klientów zamawia tzw. zestawy EKO. Mimo, że ludzi jest dużo, to dochody nie są ogromne – relacjonuje Klimek. – Miasto nie chciało jednak iść na ustępstwa. Dlatego zdecydowaliśmy się ostatecznie wypowiedzieć umowę. Ten brak jakiegokolwiek zrozumienia i chęci mediacji przeważył szalę.
Teraz restauratorzy szukają innego lokalu w okolicach Deptaka lub Starego Miasta. – Liczymy na to, że uda nam się go znaleźć jak najszybciej. Zdemontowany sprzęt czeka na instalację w magazynie. Przede wszystkim czekają jednak klienci. Od pracowników stojących za barem wiem, że na Okopową przychodzi wiele osób, które dotychczas stołowały się przy Lubartowskiej. Mówią, że będą nam wierni, ale żałują, że jesteśmy dostępni tak daleko od poprzedniej lokalizacji.