Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

17 kwietnia 2021 r.
12:05

Najlepsza projektantka wnętrz w Polsce jest z Lublina

358 0 A A
Anna Mazur
Anna Mazur (fot. Maciej Kaczanowski)

Rozmowa z Anną Mazur, projektantką z Lublina, która wygrała pierwszą edycję telewizyjnego show „Design Dream. Pojedynek na wnętrza”

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Ochłonęła już pani po wygranej w programie?

– Jeszcze nie ochłonęłam (śmiech). To jest dla mnie tak ekscytujące, że jak o tym myślę, to czuję ciągle tę samą radość.

W finale Ania Wyszkoni, prowadząca, ledwo uwolniła się z pani uścisku...

– Bo ja się tego nie spodziewałam! Wydaje mi się, że każdy, kto idzie do takiego programu, nie spodziewa się, że wygra. Można zakładać, że co by było, gdyby... Tym bardziej, że ja już zdążyłam z tego programu odpaść i do niego wrócić (jedna z uczestniczek wycofała się ze względu na problemy zdrowotne – przyp. aut.). Jak powiedzieli, że wygrała Ania, to była zupełnie nieudawana radość: taki wyrzut serotoniny i wszystkiego naraz.

Dlaczego zgłosiła się pani do tego programu?

– Chciałam się sprawdzić i bardzo chciałam zobaczyć, jak działa telewizja, jak to działa od tej drugiej strony. My widzimy tylko jakiś kawałek, a ta otoczka jest czymś niesamowitym. Bardzo chciałam też dowiedzieć się, jak działam pod presją czasu. Okazuje się, że akurat tego nie umiem. I o ile do telewizji bardzo bym chciała wrócić, to już wiem, że w życiu bym nie poszła do żadnego programu związanego z rywalizacją. To działa na mnie tak stresogennie, że nie jestem w stanie normalnie funkcjonować (śmiech).

Anna Mazur w programie „Design Dream. Pojedynek na wnętrza” (fot. Telewizja Polsat)

Jak ta rywalizacja dokładnie wyglądała?

– Każdy odcinek wyglądał tak samo. Spotykamy się w studiu, pani Ania Wyszkoni zaprasza nas na, tak zwaną, odprawę. Widzimy wtedy filmik z bohaterami i faktycznie, my go oglądamy tylko raz. To nie jest udawane. Potem idziemy projektować.

Dostawałam takie pytania w mediach społecznościowych: „Czy wy to naprawdę robicie tylko w trzy godziny” albo „Czy te zakupy naprawdę trwały 45 minut”. To wszystko jest prawdą.

Mieliśmy trzy godziny na projektowanie, do tego 45 minut albo nie, w zależności od odcinka, na zakupy.

Kolejnym etapem było urządzanie tego. To, co było pokazane, oczywiście w dużym skrócie, miało odzwierciedlenie w tym, co się naprawdę działo.

Wydaje się, że 45 minut to dosyć mało na kupienie rzeczy potrzebnych do wystroju wnętrz.

– Teoretycznie, 45 minut to jest mało, ale w drugim odcinku miałam tylko 25 minut. Umiem robić zakupy szybko, ale w takim czasie nie można mieć wybranych konkretnych rzeczy, to jest nie do zrobienia. Nie mieliśmy czasu zastanawiać się, gdzie leży ta konkretna rzecz. Działałam w ten sposób, że miałam zarys rzeczy, których potrzebuję: pięć poduszek w kolorystyce takiej i takiej, takiego szkła... To, co widziała, to brałam.

Po tym programie dwójka raczej nie jest pani szczęśliwą cyfrą…

– Nie jest (śmiech). Chociaż może jest. Gdybym nie odpadła w drugim odcinku, to moje losy mogłyby się potoczyć zupełnie inaczej. Trafiłam los na loterii.

Odpadła pani w drugim odcinku programu, bo nie uwzględniła pani – jak mówili jurorzy – wystarczająco dobrze potrzeb dzieci. Co poszło nie tak?

– Uważam, że to nie jest tak, że uwzględniłam te dzieci najmniej spośród wszystkich uczestników. Nie tylko ja miałam dzieci mało „zaznaczone”, ale to jest konkurs. Ktoś musi odpaść, a jurorzy są od tego, żeby obiektywnie oceniać nasze prace i padło na mnie. Ja sama nie mam dzieci i przyznawałam się do tego, że nie projektowałam nigdy wcześniej dla dzieci. Teraz takie zlecenia mam i zdarzyło mi się to robić.

Bardzo dużo emocji, natłok tego, że mamy mało czasu, mamy okrojoną liczbę rzeczy do wygrania i jeszcze musimy o nie walczyć. Nie znałam też dobrze tematu. To wszystko złożyło się na to, że musiałam odpaść. Ale odrobiłam lekcje, bo później na dzieciach wygrałam (śmiech).

Anna Mazur w programie „Design Dream. Pojedynek na wnętrza” (fot. Telewizja Polsat)

W półfinale i finale pani projekty zostały uznane za najlepsze.

– Jak odpadłam i wróciłam do Lublina do pracy, miałam sporo czasu na zastanowienie. Myślałam sobie: „Kurde, słabo wyszło”. Dzieci się przecież pojawiają w domach (śmiech). Bardzo dużo na ten temat myślałam, czytałam i oglądałam. W międzyczasie zdarzyło mi się też zaprojektować dwa wnętrza dla dzieci. Jak już wróciłam do programu, to poczułam taką presję w półfinale (uczestnicy musieli zaprojektować 10-metrowy pokój dla chłopca i dziewczynki – przyp. aut.). Mimo tego, że czułam, że robię dobrze ten projekt, to miałam z tyłu głowy: „Boże, już na tym odpadłam, czy da się to zrobić dobrze”. Uważam, że w każdym odcinku dawałam z siebie wszystko, ale w półfinale była bardzo duża presja.

W finale trzeba było zaprojektować 16-metrową kawalerkę z salonem i aneksem kuchennym. Jak dużo rzeczy można zmieścić na takiej przestrzeni?

– Dużo, bo można upchnąć kanapę z łóżkiem do spania, szafę, stół na cztery osoby, szafki na książki i pełnowartościową kuchnię.

Prawie całe mieszkanie.

– Tak. Robimy teraz takie rzeczy, ale to nie jest nowość, że tak się żyje. Takie metraże były też popularne w latach 50. Znam bardzo dużo osób, które wychowały się – na przykład – na osiedlu Bronowice, z rodzeństwem i rodzicami, na 34 metrach. Tam się wszystkie te osoby mieściły. Wiemy od dawna, że da się to zrobić. Teraz mamy dużo większe możliwości na wykorzystywanie takich przestrzeni.

Czy te pomieszczenia, które pani projektowała w programie, to jest coś, z czym pani ma do czynienia na co dzień w swojej pracowni?

– Muszę przyznać, że tak małych mieszkań, tak skompresowanych, nie zdarzało mi się projektować. Zdarzało mi się projektować kawalerki, ale dla jednej osoby, gdzie ta przestrzeń jest wtedy dużo łatwiejsza do wykorzystania. Nie projektowałam nigdy wcześniej całego mieszkania, pomijając łazienkę, na 16 metrach. Nie zdarzyło mi się też projektować tak małych przestrzeni dla dzieci. Ostatnio miałam pokój dla dwójki nastolatków, który miał prawie 22 metry. Ta przestrzeń jest wtedy dużo większa. Wcześniej nie miałam z tym doświadczenia, teraz już je mam i dostaję coraz więcej zapytań o takie właśnie małe przestrzenie.

Anna Mazur w programie „Design Dream. Pojedynek na wnętrza” (fot. Telewizja Polsat)

Otrzymywała pani głosy wsparcia w trakcie programu?

– Tak. To jest mega miłe, bo ja się mało udzielam w mediach społecznościowych. Instagrama dopiero teraz zaczęłam prowadzić, bo to zostało trochę wymuszone. Ale nie oszukujmy się, robię sobie tam też reklamę. Dostawałam dużo wiadomości: „Trzymałam kciuki” albo „Super, że pani wróciła”. Jednak ktoś to oglądał i ktoś mnie lubi, to jest bardzo miłe.

Czy lublinianie często korzystają z usług projektanta wnętrz?

– Wydaje mi się, że u nas nadal usługa projektowania jest dobrem luksusowym. Na Zachodzie projektant jest rzeczą normalną, niezależnie od tego, jaki mamy fundusz i tak bierzemy projektanta. Tam społeczeństwo zdaje sobie sprawę z tego, że projektant nie jest tylko po to, żeby było ładnie i luksusowo. W momencie, kiedy mamy do dyspozycji małą przestrzeń, to projektant pozwoli nam ją wykorzystać w stu procentach. U nas to nie jest standard, że do małego mieszkania bierzemy projektanta, aczkolwiek widać tendencję wzrostową, że już nie tylko do domów, ale i do mniejszych mieszkań, typu 40 lub 50 metrów.

Rynek się powiększa, ale ja mam ciągle dużo zapytań związanych z przestrzeniami użytkowymi, biurowymi. W takim przypadku projektant ma na pewno większe znaczenia dla klienta niż przy urządzaniu mieszkania.

Trafiła pani kiedyś na jakieś nietypowe zlecenie?

– Miałam dwójkę klientów, bardzo ich zresztą lubię. Mieli super budżet, nie mieli wymagań, ale wiedzieli, co lubią. Przyszli i powiedzieli: „Dobra, po prostu pani robi”. Pokazałam im swoje portfolio i stwierdzili, że im się podoba. Dopiero od półtora roku mam swoje biuro, a nad tylko tym projektem pracowałam z pół roku. Dla jednej osoby to i tak nie jest bardzo długo, ale to było wyzwanie – nie było sprecyzowane, co ja mam tam zrobić, tylko mogłam sobie poszaleć. To się nie zdarza. To trochę jak w programie, bo tam też nie mieliśmy ograniczonego budżetu. Wiedzieliśmy, mniej więcej, co mamy robić. Państwo byli bardzo zadowoleni. W tym projekcie znalazło się trochę kiczu, który ja bardzo lubię, państwo też lubili, więc się zgraliśmy.

Jeśli już dostaje pani wolną rękę, to na co zwraca pani szczególną uwagę przy projektowaniu?

– Pomijając całą estetykę, która podoba się mi i klientom, to zawsze, kiedy zaczynam z nimi współpracę, robię wywiad funkcjonalny: ile osób będzie tu mieszkać, czy w przyszłości mogą pojawić się dzieci, czy są jakieś zwierzęta, czy gotujemy w domu... Zawsze muszę mieć taki zarys. Nawet, kiedy ktoś powie mi: „Zrobi pani tak, jak pani chce”, to tak nie jest. Ja tam nie będę mieszkać. Robię rzeczy, które mi się podobają, ale jeżeli klient powie, że mu się mój pomysł nie podoba, to ja przecież nie zrobię tego na siłę. Biorę pieniądze za to, żeby komuś tam było dobrze i miło.

Nawet kiedy ktoś mi powie, że mam wolną rękę, to pracujemy na pewnych zasadach. Ja pokazuję zestawienie przykładowych przedmiotów oraz inspiracji i wybieramy z klientem, co mu się podoba, jaki styl mu się podoba, żebym ja wiedziała, w którą stronę mam iść. Nie da się tego zrobić bez żadnej podpowiedzi, bo wtedy by to nie zadziałało.

Wspominała mi pani niedawno, że jest pani fanką różnych „staroci”. Czy to też znajduje odzwierciedlenie w pani projektach?

– Staram się takie rzeczy przemycać, jeśli tylko mam taką możliwość. Zdarzają się klienci, którzy przychodzą już z jakimiś meblami, które chcą, żeby były. Albo jest mieszkanie, które jest już wyposażone, ale klient decyduje się na jego remont. Kiedy idę na inwentaryzację, to sama zwracam uwagę na rzeczy, które chciałabym wykorzystać i to proponuję. Bardzo często się zdarza, że robiąc wnętrza w starych kamienicach czy budynkach, odsłaniamy pewne części, na przykład mury ceglane. Ważne, żeby ta cegła była prawdziwa, bo jest piękna, ale jest piękna tylko wtedy, kiedy my ją odkryjemy, a nie kiedy nakleimy ją, sztuczną, na ścianę. Bardzo doceniam takie rzeczy.

Często zdarza się to u starszych osób, które mają już doświadczenie w tym, co lubią i doświadczenie w życiu, że coś sobie zebrały. Nazywam to „durnostojkami”, bo uwielbiam te wszystkie pierdoły. Miałabym tego bardzo dużo w domu, ale mi mężczyzna nie pozwala (śmiech). To jest super, bo tworzy klimat całej chałupy.

Fajnie jest wejść do domu, który jest nowy i piękny, ale też fajnie jest, kiedy wchodzimy i widzimy, że ta rzecz jest tutaj, bo ja gdzieś byłem i coś zobaczyłem albo jest po kimś.

Wydaje mi się, że to jest bardzo ważne, żeby takie rzeczy znajdowały się w naszych mieszkaniach. Zawsze też pytam klientów, czy mają coś takiego, coś, co nie wydaje im się nawet na ten moment estetyczne, ale ma wartość sentymentalną.

Zgodziliśmy się też, że w kwestii starej zabudowy Lublin jest dobrym polem do popisu. Ma pani takie ulubione miejsce w tym mieście?

– Podoba mi się bardzo dużo starych miejsc. Jestem cały czas zauroczona kamienicami przy ulicy Krochmalnej. Są po prostu piękne. Marzy mi się, że kiedyś trafi mi się tam klient, który powie, żebym zrobiła mu mieszkanie (śmiech). Albo że ktoś będzie chciał kiedyś zagospodarować obszar wokół tych kamienic. Jest też bardzo dużo miejsc na Starym Mieście, niewykorzystanych podwórek, które aż się proszą o to, żeby coś się na nich zadziało. Oprócz tego, że jestem architektem wnętrz, jestem też inżynierem i bardzo doceniam takie przestrzenie w mieście – półprywatne, prywatne – które fajnie by wyglądały, gdyby zostały zaaranżowane.

Warto było zgłosić się do tego programu?

– Bardzo, ale muszę powiedzieć, że było kilka momentów, w których doszło do tego, że bym nie poszła dalej. Castingi były wieloetapowe, a ja się zastanawiałam, czy ja w ogóle tego chcę. Nie jestem za bardzo „zwierzęciem stadnym”, lubię pracować sama. Myślałam, że to nie dla mnie. To był moment, w którym o programie wiedział tylko mój przyjaciel Hubert. Powiedziałam mu, że dalej nie idę. Usłyszałam: „Co ty mówisz, idź tam”.

Kolejny etap był w Warszawie. Miałam tam jechać – musiałam wyjść z pracy i dotrzeć na miejsce. Miałam czas wyliczony co do minuty. Zeszłam na dół i okazało się, że samochód się zepsuł. Los zdecydował, nie jadę. Mój mężczyzna pracuje niedaleko, zadzwoniłam do niego i mówię, że nie jadę. „Co nie jedziesz? Masz samochód i jedziesz”.

Wzięłam jego samochód i pojechałam. W życiu bym nie pomyślała, że mi da swój samochód (śmiech). W wielu momentach wiele osób mi mówiło: „Idź dalej, nie odpuszczaj”. Opłacało się. Samo to, ile osób poznałam, pomijając uczestników, to wspaniali ludzie, z którymi mam cały czas kontakt. Jest to magiczne doświadczenie, które przeżyję pewnie tylko raz w życiu. Daje tyle adrenaliny i ekscytacji, że nie da się tego z niczym innym porównać.

e-Wydanie

Pozostałe informacje

Stanisław Żmijan zamienił fotel posła na szefowanie lubelskim KOWR

Ziemia rolna to nie lokata

Rozmowa ze Stanisławem Żmijanem, dyrektorem oddziału terenowego Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa w Lublinie

Aleksandra Stanacev (z piłką) zagrała bardzo dobre zawody
ZDJĘCIA
galeria

Wyrównany mecz na szczycie, Polski Cukier AZS UMCS ograł VBW Gdynia

Polski Cukier AZS UMCS Lublin pokonał VBW Gdynia 66:63. Gospodynie w drugiej połowie prowadziły 10 punktami, ale do końcowej syreny kwestia zwycięstwa była otwarta.

Zgubiła go pasja do motoryzacji i gorzałki

Zgubiła go pasja do motoryzacji i gorzałki

Na stacji paliwowej zatankował i czmychnął, bo miał zamontowane na samochodzie „lewe” tablice. Potem powtórnie zatankował, ale gorzałkę. Na koniec wpadł, bo wystraszył się policji. To nie był jego pierwszy raz 40-latka z Chełma.

EHF z nowym domem, Polska z niezłym losowaniem

EHF z nowym domem, Polska z niezłym losowaniem

Niedziela zaczęła się od uroczystego otwarcia nowego budynku EHF, tak zwanego Domu Europejskiej Piłki Ręcznej usytuowanego przy Baumgasse 60A w Wiedniu. Sześciopiętrowy, utltranowoczesny obiekt oddany do użytku w ciągu 18 miesięcy będzie miejscem pracy 96 osób.

Kandydat KO na prezydenta RP w niedzielę spotkał się z dużymi przedsiębiorcami rolnymi w Zosinie i Werbkowicach

Trzaskowski obiecuje efektywną obronę interesów polskiego rolnictwa

Efektywna obrona interesów polskiego rolnictwa jest absolutnym priorytetem - powiedział kandydat KO na prezydenta Rafał Trzaskowski po spotkaniu z przedsiębiorcami rolnymi w Zosinie. Zaznaczył, że Polska powinna prowadzić politykę asertywną, zgodną z naszym interesem. To było kolejne spotkanie w Lubelskiem kandydata PO na prezydenta. Wcześniej był w Werbkowicach.

Skoki narciarskie. Weekend w Titisee-Neustadt dla reprezentanta gospodarzy. Polacy wreszcie w TOP 10 zawodów

Skoki narciarskie. Weekend w Titisee-Neustadt dla reprezentanta gospodarzy. Polacy wreszcie w TOP 10 zawodów

Weekend w Titisse-Neustadt należał do gospodarzy. Zarówno w sobotę jak i niedzielę na skoczni Hochfirstschanze rządził Pius Paschke. Niemiec w sobotę wygrał dość wyraźnie, a w niedzielę dosłownie o centymetry. Polscy kibice doczekali się za to dwóch miejsc w czołowej dziesiątce naszych przedstawicieli

Azoty Puławy bez punktów w Lubinie. Szybki nokaut po przerwie

Azoty Puławy bez punktów w Lubinie. Szybki nokaut po przerwie

Czwarta porażka z rzędu Azotów Puławy. Tym razem w Lubinie z Zagłębiem aż 31:40. O ile w pierwszej połowie drużyna Patryk Kuchczyńskiego często była na prowadzeniu, to w drugiej szybko straciła szansę na zwycięstwo.

91 mln 256 tys. 729 zł trafione w Eurojackpot. Tym razem Podkarpacie
Aktualizacja

91 mln 256 tys. 729 zł trafione w Eurojackpot. Tym razem Podkarpacie

Miniony piątek trzynastego wcale nie był pechowy! W Polsce trafiono główną wygraną w Eurojackpot. Szczęśliwy kupon, warty 91 256 729,60 zł, nabyto w punkcie LOTTO w powiecie rzeszowskim (woj. podkarpackie). Ponadto w losowaniu 13 grudnia w Warszawie padła wygrana III stopnia (5+0) w wysokości 1 278 106,60 zł.

Komisarz Monika Dudek

Policjantka potrzebuje naszego wsparcia

Komisarz Monika Dudek to policjantka jednego z wydziałów Komendy Wojewódzkiej Policji w Kielcach. W kwietniu pękł jej naczyniak tętniczo-żylny rdzenia kręgowego i doszło do krwotoku śródrdzeniowego. Dziś policjantka potrzebuje wsparcia.

Trafił za kraty, bo połasił się na „koguta”

Trafił za kraty, bo połasił się na „koguta”

Do policyjnego aresztu trafił 47-latek z Radzynia Podlaskiego. Mężczyzna zdemontował i ukradł lampę ostrzegawczą, która zamocowana była na samochodzie zaparkowanym na terenie jednej z miejscowych firm. 47-latek wpadł, bo następnego dnia przechodząc w pobliżu tej firmy został rozpoznany przez właściciela, który przejrzał zapis monitoringu. Sprawcy kradzieży grozi teraz do 5 lat pozbawienia wolności.

Grunwald ograł Padwę Zamość. Daleki wyjazd AZS AWF Biała Podlaska bez sukcesu

Grunwald ograł Padwę Zamość. Daleki wyjazd AZS AWF Biała Podlaska bez sukcesu

KPR Padwa Zamość przegrała minimalnie na własnym parkiecie z Grunwaldem Poznań. Nieudany wyjazd AZS AWF Biała Podlaska do Szczecina

To kolejny krok świdnickiego urzędu ku jego cyfryzacji oraz usprawnienia komunikacji z mieszkańcami.

Koniec z postami na spotted? Świdnik ma nową aplikację

Świdnik dołącza do grona miast, które stawiają na nowoczesną komunikację z mieszkańcami. Pomóc ma nowa aplikacja mobilna Świdnik, której celem jest nie tylko usprawnienie przepływu informacji, ale także szybkie reagowanie na zgłoszenia mieszkańców.

Lokalne rękodzieło i świąteczne inspiracje. Sprawunki 2024 już trwają
Lublin
galeria

Lokalne rękodzieło i świąteczne inspiracje. Sprawunki 2024 już trwają

Warsztaty Kultury w Lublinie wypełniły się dziś niezwykłą atmosferą świątecznych przygotowań. Sprawunki – Targi Wyjątkowych Rzeczy właśnie przyciągają mieszkańców na stare miasto, oferując niebanalne prezenty, lokalne rękodzieło i ekologiczne produkty.

Monika Skinder została sprinterską mistrzynią Polski

Monika Skinder została sprinterską mistrzynią Polski

Mistrzostwa Polski odbyły się w słowackim Strskim Plesie przy okazji zawodów Slavic Cup. Skinder była faworytką imprezy, chociaż w tym sezonie reprezentantka MULKS Grupa Oscar Tomaszów Lubelski miała mało startów. Uczestniczka ostatnich igrzysk olimpijskich nie rozpoczęła jeszcze chociażby sezonu w Pucharze Świata.

Weekend w Berecie
foto
galeria

Weekend w Berecie

Wiemy, że lubicie się zabawić w popularnym Berecie. Ostatnio dużo się działo przy okazji imprezy mikołajkowej. To była niezapomniana noc pełną emocji, nostalgii i radości w rytmie najlepszych polskich i zagranicznych przebojów. Tak się bawi Lublin.

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium