Przeglądarka, z której korzystasz jest przestarzała.

Starsze przeglądarki internetowe takie jak Internet Explorer 6, 7 i 8 posiadają udokumentowane luki bezpieczeństwa, ograniczoną funkcjonalność oraz nie są zgodne z najnowszymi standardami.

Prosimy o zainstalowanie nowszej przeglądarki, która pozwoli Ci skorzystać z pełni możliwości oferowanych przez nasz portal, jak również znacznie ułatwi Ci przeglądanie internetu w przyszłości :)

Pobierz nowszą przeglądarkę:

Magazyn

7 lipca 2018 r.
10:17

Piwo z budki i kiełbasa. Tak się piło w PRL-u

24 4 A A

Przez wiele lat amatorzy piwa zachodzili do tzw. okrąglaków - budek, w których można było na stojąco, na świeżym powietrzu wypić złocisty trunek i zjeść kaszankę albo kiełbaskę

AdBlock
Szanowny Czytelniku!
Dzięki reklamom czytasz za darmo. Prosimy o wyłączenie programu służącego do blokowania reklam (np. AdBlock).
Dziękujemy, redakcja Dziennika Wschodniego.
Kliknij tutaj, aby zaakceptować

Takie okrąglaki znajdowały się m.in. na ul. 3 Maja - naprzeciwko budynku kuratorium, przy stadionie Lublinianki i na rogu ulic Zamojskiej i Bernardyńskiej. Piwo można było wypić także w siarczyste mrozy: było podawane podgrzewane i dla chętnych: z sokiem. Zawsze była też wystawiona sól - na spodeczkach, nieraz w słoiczkach. Sól sypało się do butelki ze zmrożonym piwem. Miała chronić gardło.

Budki kontra przepisy

Na zakąskę można było kupić również solone precle. Piwo piło się zazwyczaj z butelek: na ciepłe w kuflu nie można się było doczekać. Niektórzy nazywali te okrąglaki „łokcióweczkami” - od najczęściej spotykanej pozycji klientów, wspartych łokciami o blat. Barwną postacią budki przy stadionie Lublinianki był niejaki pan Miecio. Zakładał się z niektórymi, że za piwo zapnie agrafkę na swoim policzku. I wygrywał...

Z czasem budki z piwem zaczęły znikać z ulic Lublina. Powodem nie był brak klientów, wręcz przeciwnie - cieszyły się one niesłabnącym powodzeniem. Na przeszkodzie stanęły coraz bardziej restrykcyjne przepisy sanitarno-epidemiologiczne. Ostatecznie dobił je obowiązek posiadania bieżącej wody i kanalizacji; tego warunku nie spełniała żadna budka.

W mieście nie brakowało licznych, jak na tamte czasy, smażalnio-piwiarni. Z czasem z obowiązkową zakąską. Nie pomagało „Obiad jadłem w domu, chcę piwo”. Najbardziej popularne były słone i twarde jak kamień precle oraz koreczki serowe nadziane na wykałaczkę i posypane papryką. Wielu płaciło za taką zakąskę, która - nietknięta - z powrotem wracała na bufet. To była taka cicha umowa między bufetową, a klientem. Mało kto odważył się na zjedzenie takich zakąsek. Zamiast koreczków można też było zamówić jaja z majonezem. Chętnych na to danie też nie było. Ale trzeba było za nie zapłacić.

Flądra z granatem

W wielu lubelskich smażalniach można było jednak nie tylko wypić piwo, ale również zjeść smacznie przyrządzoną rybę.
- Jedną z największych smażalni ryb był w Lublinie zielony blaszak na rogu ulic Lubartowskiej i Biernackiego - wspomina Mariusz Mucha, lubelski dziennikarz, były rugbista Budowlanych. - Pomalowany był kilkoma warstwami łuszczącej się olejnej farby.

Serwowano tam na blaszanych okrągłych stolikach smażone mintaje w tuszkach, czasami rzucali nawet flądry. Ryby były smażone na głębokim tłuszczu, otoczone w cieście z mąki, jajka i wody, a następnie w bułce tartej. Kucharz-bufetowy w poplamionym kitlu podawał je na papierowych tackach. Jako solniczki służyły słoiczki po dżemie z nawierconymi dziurami w nakrętce. Podawano także piwo w charakterystycznych butelkach 0,33 l, zwanych popularnie granatami. Niestety, ci z lublinian, którzy wracali z pracy do domu z planem niezobowiązującego (czytaj: niezauważonego w domu) wypicia jasnego z pianką, szybko wybierali inny adres. A to dlatego, że po wyjściu z lokalu każdy pachniał przez kilka godzin smażoną rybą, więc o incognito nie było mowy. Wiem to od taty. Smażalnia zniknęła jeszcze w latach 80.

Po piwo za starem

Jeszcze do niedawna można się było przenieść w peerelowski klimat, odwiedzając malutki lokalik w kamienicy przy rogu ulic Lubartowskiej i Czwartek, o nietuzinkowej nazwie „Smażalnia”. Od połowy lat 70. prowadziła go jedna ajentka. Specjalnością tego lokalu była smażona kiełbasa z patelni, podana z chlebem i musztardą. Oczywiście na tekturowej tacce. Wielu klientów tej smażalni zarzeka się, że podawano tu nie tylko najlepszą kiełbasę w mieście, ale i musztardę.

Samo kupno piwa, zwłaszcza w latach 80., wymagało nie lada samozaparcia. W sklepach co jakiś czas wprowadzano nowe zasady sprzedaży: albo sprzedaż tylko z butelkami na wymianę, albo tylko z określonym kształtem lub kolorem butelki, albo tylko po dwa piwa na głowę itd.

Najbardziej zdesperowani byli ci, którzy mieli np. wkrótce imieniny lub inną uroczystość, na której nie mogło zabraknąć piwa. Tacy potrafili już o świcie czatować np. pod browarem przy ul. Kunickiego. Kiedy wyjeżdżał star z dostawą piwa, jechali za nim. Często jednak było tak, że jak już dojechali, to kolejka pod sklepem była tak długa, że o piwie można było tylko pomarzyć.

Na zapas

W czasach kryzysu zdarzały się również sytuacje, że w niektórych lokalach już po południu brakowało piwa. Zawiedzeni goście przenosili się wtedy gdzie indziej. Nikogo też nie dziwił fakt, że niektórzy zamawiali od razu po kilka piw i na stolikach znajdowało się nawet kilkanaście kufli lub butelek.

Mieszkańcy Dziesiątej do dzisiaj wspominają nieistniejący już lokal przy ul. Kunickiego, vis-à-vis ul. Wyścigowej. W PRL-u była w tym miejscu niewielka pijalnia piwa, gdzie można było również zjeść kaszankę lub kiełbasę.

Przy ul. Piaskowej - przy wylocie w ul. Kunickiego - wciąż stoi blaszak, w którym przez lata działała pijalnia piwa. Cieszyła się ona złą sławą. Starsi mieszkańcy Lublina pamiętają również niewielki lokal w domku przy ul. Traugutta. Do „Amazonki” (tak się nazywał) przychodzono głównie na piwo.

Kategoria S

W niektórych restauracjach setkę wódki można było zamówić tylko do drugiego dania. Tylko w lokalach kategorii I można było kupić alkohol przez cały dzień. W pozostałych: od godziny 13. Chyba że miało się znajomą kelnerkę - wtedy, żeby obejść zakaz, zamawiało się np. dwie oranżady. Ktoś siedzący obok być może zauważyłby, że po każdym łyku „oranżady” pijący wprowadzał się w „bajkowy świat”.

Z czasem pojawiła się nowa kategoria: „S”.

Pierwszą restauracją, która dostała ten „certyfikat”, była „Unia” (obecnie „Mercure”). W latach 80. stołowali się tam piłkarze Motoru z trenerem Bronisławem Waligórą, zarówno przed pierwszym, historycznym awansem do ekstraklasy, jak i po nim. Lokal na tym poziomie musiał mieć nie tylko ekskluzywny wygląd, czyli meble, wyposażenie, aranżację itd. Liczyła się też oferta kulinarna i rozrywkowa. Były to restauracje dla bogatszej klienteli. O ile w latach 70. mielony z ziemniakami i buraczkami kosztował w lokalu III kat. ok. 7,50 zł, o tyle w kategorii S: 18-20 zł.

Lepsze restauracje przez wiele lat prowadziły tzw. zimny bufet. Zaraz za wejściem do lokalu stała spora przeszklona lada chłodnicza, w której znajdowały się przekąski - głównie do alkoholu: galareta, tatar, śledzie w oleju.

Kotlet i książka w naprawie

W każdym lokalu - także w restauracjach - na widocznym miejscu, z reguły przy bufecie lub kasie, wisiała „Książka życzeń i zażaleń” lub „Książka skarg i wniosków”. Niezadowoleni klienci mogli tam wpisywać swoje zastrzeżenia do obsługi lub jakości potraw. Zdarzały się też pozytywne wpisy.

- Za dużo krytycznych uwag można było dostać naganę - mówi pani Krystyna, która przez kilka lat prowadziła lokal w centrum Lublina. - Nie było z tym żartów. Niektórzy prosili wtedy swoich znajomych, żeby wpisywali pochwały do książki. Czasami tak było, że po wpisie o tym, że kotlet był niedobry i zimny, pojawiały się uwagi, że ktoś po raz pierwszy w życiu jadł tak dobrze przyrządzonego kotleta.

Kelnerzy zazwyczaj niechętnie dawali klientowi książkę, starali się raczej załagodzić sprawę; zdarzało się, że niezadowolony klient po kilkunastu minutach oczekiwania na książkę usłyszał, że ta jest „w naprawie”.

W Lublinie w 1964 r. obowiązywał przepis, że w restauracjach należących do Społem nie będą uwzględniane reklamacje od nietrzeźwych klientów.

Gęsto od dymu

Lokale PRL-u to był raj dla palaczy. W zasadzie nie było ograniczeń w paleniu w lokalach. Przez pewien czas był zakaz palenia w porze obiadowej, ale personel zazwyczaj przymykał na to oko. W niektórych restauracjach wydzielono później sale lub stoliki dla niepalących. Nie były one jednak w żaden sposób oddzielone od pozostałej części sali, gdzie było gęsto od dymu. Na każdym stoliku stała zatem obowiązkowo duża popielniczka z grubego szkła, przypominającego luksfery. W podrzędnych lokalach, gdzie konsumpcja odbywała się na stojąco, można było korzystać także z metalowych popielniczek na wysokiej - również metalowej - nóżce.

Niektórzy klienci, zwłaszcza z wadą wzroku, mieli problemy z odczytaniem ówczesnych jadłospisów. Menu było najczęściej pisane na maszynie, przez kalkę, przez co nie zawsze było czytelne. Do tego były nanoszone poprawki długopisem, co powodowało niezły galimatias. Karta dań, którą otrzymywał klient, była codziennie podpisywana przez kierownika zakładu i szefa kuchni.

Czytaj więcej o:

Pozostałe informacje

Miasto otwiera nabór do Centrum Opiekuńczo-Mieszkalnego w Lublinie

Miasto otwiera nabór do Centrum Opiekuńczo-Mieszkalnego w Lublinie

Rozpoczął się nabór uczestników do nowej placówki przy ul. Poturzyńskiej 1 w Lublinie. Centrum Opiekuńczo-Mieszkalne zapewni wsparcie 20 osobom z niepełnosprawnościami.

W trzeciej rundzie TAURON Pucharu Polski ChKS Chełm podejmie PZL Leonardo Avię Świdnik

ChKS Chełm znowu zagra z PZL Leonardo Avią Świdnik, tym razem w Tauron Pucharze Polski

ChKS Chełm zmierzy się z PZL Leonardo Avią Świdnik w trzeciej rundzie TAURON Pucharu Polski. Początek spotkania w środę o godzinie 19

Siedemdziesięciolatka jechała "na zderzaku" busa. Nie zdążyła wyhamować

Siedemdziesięciolatka jechała "na zderzaku" busa. Nie zdążyła wyhamować

Trzy osoby trafiły do szpitala po zdarzeniu drogowym w m. Szopinek w gminie Zamość. Kierująca toyotą 70-latka uderzyła w jadącego przed nią citroena. Jak wstępnie ustaliła policja, kobieta nie zachowała właściwej odległości od jadącego przed nią pojazdu.

Oskarżony nie był obecny na ogłoszeniu wyroku

Potrącił policjanta i uciekał przez całe miasto. Dzisiaj kibol usłyszał wyrok

Jechał samochodem, biegł i przepłynął rzekę. Wszystko po to, aby uciec przed wymiarem sprawiedliwości. W tle sprawy porachunki kibiców Motoru Lublin.

Po porażce z Ostrovią Ostrów Wielkopolski i Górnikiem Zabrze puławscy liczą, że ich drużyna w końcu wywalczy komplet punktów

Azoty Puławy kontra Gwardia Opole. Chcą w końcu wygrać u siebie

Rywalem Azotów Puławy będzie COROTOP Gwardia Opole. Środowe spotkanie w hali przy ul. Lubelskiej rozpocznie się o godzinie 18. Będzie to mecz drugiej kolejki rundy rewanżowej.

Trzy starsze panie zginęły w wypadku. Ruszył proces kierowców

Trzy starsze panie zginęły w wypadku. Ruszył proces kierowców

Koleżanki Wanda, Janina i Teresa z Poniatowej zginęły w sierpniu ubiegłego roku w wypadku samochodowym w Chodlu. W opolskim sądzie ruszył proces dwóch oskarżonych kierowców.

Policja w okresie przedświątecznym. Więcej patroli i walka z wakatami?
film

Policja w okresie przedświątecznym. Więcej patroli i walka z wakatami?

Okres przedświąteczny to czas wzmożonej pracy dla policji. Większy ruch na drogach, tłumy w galeriach handlowych i ryzyko kradzieży to wyzwania, z którymi mierzą się funkcjonariusze. Rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie opowiada o planach na najbliższe tygodnie.

Radosław Muszyński prowadził Lewart od 27 września do 10 grudnia

Lewart Lubartów znowu zmienia trenera

Niespodziewane wieści z Lubartowa. Tamtejszy Lewart zdecydował się na kolejną zmianę trenera. Sezon na ławce rozpoczynał Grzegorz Białek, który wywalczył z drużyną awans do III ligi. Rundę kończył za to Radosław Muszyński. We wtorek działacze ekipy beniaminka poinformowali jednak, że zdecydowali się podziękować szkoleniowcowi.

Lublin w klimacie Bożego Narodzenia
ZDJĘCIA
galeria

Lublin w klimacie Bożego Narodzenia

Gdy dzień staje się coraz krótszy i chłodniejszy, Lublin ubiera się w iluminację, tworząc wyjątkowy klimat w całym mieście. Od Bramy Krakowskiej po Centrum Spotkania Kultur – każdy zakątek emanuje magią Bożego Narodzenia.

Sergi Samper na razie ma kontrakt z Motorem do końca sezonu 24/25

Sergi Samper na dłużej w Motorze Lublin? „Dobrze się tutaj czuję”

Ten transfer był hitem letniego okienka transferowego w PKO BP Ekstraklasie. Do Motoru Lublin dołączył Sergi Samper, były zawodnik FC Barcelony i kolega klubowy Leo Messiego, który w karierze cieszył się z: mistrzostwa Hiszpanii, Superpucharu Hiszpanii, tytułu Klubowych Mistrzów Świata, a wygrywał też Ligę Mistrzów. Jego umowa obowiązuje do końca sezonu 24/25. A czy jest szansa, że zostanie w drużynie na dłużej?

ME w pływaniu: Medal i finał, czyli świetny dzień Kacpra Stokowskiego z AZS UMCS Lublin

ME w pływaniu: Medal i finał, czyli świetny dzień Kacpra Stokowskiego z AZS UMCS Lublin

To się nazywa udane otwarcie zawodów. Pierwszego dnia mistrzostw Europy na krótkim basenie, które wystartowały w Budapeszcie mnóstwo powodów do radości miał Kacper Stokowski. Pływak AZS UMCS Lublin najpierw awansował do finału na 100 metrów stylem grzbietowym. Niedługo później wraz ze sztafetą 4x100 metrów stylem dowolnym wywalczył brązowy medal.

Terapia z Dr Misio
koncert
20 grudnia 2024, 18:00

Terapia z Dr Misio

Dr Misio, to rock’n’rollowa ekipa grająca ostrego rocka pod wodzą niesamowitego Arka Jakubika – jednego z najbardziej rozpoznawalnych polskich aktorów oraz scenarzysty, znanego m.in. z ról w filmach Wojtka Smarzowskiego („Wesele”, „Dom zły”, „Drogówka”, „Wołyń”, „Kler”). Już 20 grudnia (piątek) w lubelskiej Fabryce Kultury Zgrzyt Dr Misio pokaże Wam co to znaczy rock’n’roll.

Kluby Płomyków: nowe świetlice dla podopiecznych lubelskiego szpitala dziecięcego
DLA PACJENTÓW
galeria

Kluby Płomyków: nowe świetlice dla podopiecznych lubelskiego szpitala dziecięcego

Dziś (10 grudnia) na Oddziale Ortopedycznym Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Lublinie otwarto dwie wyjątkowe świetlice: „salę morską” i „salę leśną”. To miejsca, w których mali pacjenci mogą bawić się i integrować z rówieśnikami, znajdując emocjonalne wsparcie w procesie leczenia.

Całoroczne domki mobilne - nowy trend jako alternatywa dla mieszkania w bloku

Całoroczne domki mobilne - nowy trend jako alternatywa dla mieszkania w bloku

W ostatnich latach obserwujemy fascynujący trend w branży mieszkaniowej - rosnącą popularność całorocznych domków mobilnych. Te innowacyjne konstrukcje łączą w sobie zalety tradycyjnego domu z elastycznością i swobodą, jakiej nie zapewni żadne mieszkanie w bloku. Czym właściwie są całoroczne domki mobilne? To kompaktowe, przenośne jednostki mieszkalne, zaprojektowane z myślą o komfortowym użytkowaniu przez cały rok, niezależnie od warunków pogodowych. Doskonałym przykładem są domki mobilne od firmy Mobildom, które łączą w sobie skandynawską jakość wykonania z polską myślą techniczną

ALARM24

Masz dla nas temat? Daj nam znać pod numerem:
Alarm24 telefon 691 770 010

Wyślij wiadomość, zdjęcie lub zadzwoń.

kliknij i poinformuj nas!

Najczęściej czytane

Dzisiaj · Tydzień · Wideo · Premium