Ola Popielarz i Tosia Cięszczyk są na pierwszym roku lotnictwa w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie. Założyły tam Szybowcowe Koło Naukowe. Latają od 16 roku życia. Ola na szybowcach i samolotach w Górskiej Szkole Szybowcowej "Żar” w Międzybrodziu Żywieckim, Tosia na razie tylko na szybowcach w radomskim aeroklubie.
Lądowanie w burakach
U Tosi było inaczej. Zaczęło się na Air Show w Radomiu, kiedy po raz pierwszy zobaczyła szybowiec. Dwa lata później przyjechała do Radomia jako pilot. – Miałam wtedy 15 lat. Pomyślałam: też tak chcę. To były wakacje, na jesieni byłam już na kursie – opowiada młoda pilotka. Kiedy po raz pierwszy wzniosła się w powietrze, wiedziała że to jest to. Dziś wie, że nie chce robić w życiu nic innego. Tylko latać. Kiedy leci, zapomina o wszystkich problemach, bo zostawia je na ziemi.
– Szybownictwo uczy pokory. Zaczynasz mieć szacunek do sił przyrody, do maszyny. Wylatując nigdy nie wiesz, co cię czeka w powietrzu. Szybowiec nie ma silnika, więc masz małe pole manewru – podkreśla Tosia.
Ze względu na złe warunki atmosferyczne piloci szybowców często lądują "pośrodku niczego”. – Zdarzyło mi się już kilka razy. I w burakach, i w szczypiorku. Dlatego uczymy się niesamowitych rzeczy. Jeśli podczas lądowania w polu trafimy na przykład na stado baranów, wiemy, że zawsze będzie leciało do szybowca. Inaczej niż krowy, które od razu uciekną – śmieje się Tosia.
Podniebny korek
Szybowce bywają niebezpieczne. Pilot musi się liczyć z nagłymi zmianami pogody. Tak było na ubiegłorocznych Mistrzostwach Polski, w których brało udział 80 szybowców. – Kiedy wylatywaliśmy, warunki były idealne. Niestety, już wkrótce czekała na nas niespodzianka: ściana deszczu. Musieliśmy lądować. Nikt nie doleciał do lotniska i zrobił się okropny korek. Wyobraźmy sobie sytuację, w której 80 maszyn chce naraz lądować – opowiada Tosia.
Najpierw lot, później wspólne siedzenie na lotnisku, grill i tak do wieczora. Dziewczyny zgodnie przyznają, że to ich najlepsze wakacje. – Znajomi i rodzice nie mogą tego pojąć. Mówią: odpocznij trochę, wyjedź gdzieś, a ja odpoczywam w górze. Już kilka lat nigdzie nie wyjeżdżałyśmy – uśmiecha się Tosia.
Ola niedawno witała w chmurach Nowy Rok. – Jakiś czas temu zrobiłam uprawnienia do lotów w nocy. Dzięki temu mogłam wziąć udział w lotach sylwestrowych. Kiedy przelatywałam nad oświetloną Warszawą – czułam się niesamowicie. To był mój najlepszy sylwester!
– Szybowce zawsze będą na pierwszym miejscu. Samoloty też mogą wciągnąć, ale nie tak. Kiedy latasz samolotem, na dole nikt na ciebie nie czeka. Lądujesz i wracasz do domu. Z szybowcami jest zupełnie inaczej, chodzi o współpracę – wyjaśnia Ola. – Ktoś musi ci pomóc po wylądowaniu, w rozmontowaniu sprzętu i "zaciągnięciu” go do hangaru.
Nikt nie wraca do domu wcześniej. Jak mówią dziewczyny: to nie wypada. – Na lotnisku zawiązują się przyjaźnie, bez względu na wiek, doświadczenie, osiągnięcia. I to jest właśnie wspaniałe – opowiada Ola. Spotykają się nawet wtedy, kiedy jest dzień bez lotów. Zawsze jest coś do zrobienia przy maszynach.
Dziewczyny mają na koncie pierwsze sukcesy na zawodach i odznaki lotnicze. Ola ma srebrną, Tosia srebrną z jednym diamentem. – Żeby zdobyć srebro, trzeba wykonać lot powyżej 5 godzin, pokonać 50 km i tzw. przewyższenie 1000 m, czyli po wyciągnięciu na 600 m musimy się wzbić jeszcze na 1000 m – wyjaśnia Tosia. – Diament oznacza, że wykonałam przelot po trójkącie i pokonałam 300 km.
Latać i dziś i jutro
Młode pilotki doskonale wiedzą, co będą robić w przyszłości. Oczywiście latać. Tosia marzy o pracy w lotniczym pogotowiu ratunkowym, a Ola o licencji pilota liniowego.
– Ale to jeszcze przed nami. Na razie myślimy o kolejnych zawodach: Mistrzostwach Polski Juniorów oraz Międzynarodowych Mistrzostwach Szybowcowych Kobiet Czterech Narodów. Między innymi, dlatego założyłyśmy koło szybowcowe. Żeby łatwiej było wyłonić reprezentację na zawody – mówi Tosia. – Chciałybyśmy się też podszkolić w akrobacji. Teraz już zawsze latanie będzie najważniejsze.