- Od ośmiu. Od dwóch lat mój teren to ulice Modrzewiowa, Cisowa i Klonowa.
• Ciężka praca...
- Nie jest lekka, ale jak się chleb kroi za własne pieniądze,
to inaczej smakuje. A pracę trzeba szanować. Kiedyś się mówiło: jak nie będziesz się uczyć, na dozorcę pójdziesz. Dziś znam młode dziewczyny po szkołach, które pracują w tym zawodzie. Zmienił się wizerunek dozorcy-obdartusa z miotłą, który zamiatał ulice. To dawne czasy.
• O której trzeba wstać?
- O szóstej muszę być w pracy, wszystko jedno czy lato, czy zima. Na każdym osiedlu są dziesiątki okien i z każdego widać pracę gospodarza.
• Jacy są lokatorzy?
- Ludzie są różni i nie zależy to od wykształcenia. Jeden papierka nie opuści na ziemię, drugi woreczek ze śmieciami rzuci pod krzakiem i uważa, że to ja powinnam sprzątnąć. Wyrzucają spleśniały chleb i resztki jedzenia na trawnik, żeby zjadły gołębie albo koty. Zwierzęta to roznoszą, brudzą dookoła. O psich kupach nie chcę mówić. Zwierzę niewinne, ale to świadczy źle o człowieku.
• Jednym słowem - fatalnie.
- Wcale nie. Jestem zadowolona. Są też mili lokatorzy. Podejdą, zagadają, ukłonią się. Przyjemniej mi, jak ktoś powie, że jest czysto, ładnie.