Głosowanie było tajne, a wynik następujący: 8 radnych za odwołaniem, 6 przeciw. – Bawcie się tak dalej – skwitował rezultat były już wiceprzewodniczący Szczepan Jurkiewicz. – Ja nie mam sobie nic do zarzucenia.
Wszystko zaczęło się w czerwcu. Wtedy radni z Tyszowiec na Zamojszczyźnie mieli zdecydować o referendum w sprawie odwołania burmistrza. Tuż przed głosowaniem z sesji uciekło ośmioro radnych. Od tych, którzy zniknęli, można było wtedy usłyszeć tłumaczenia o bardzo pilnych sprawach do załatwienia np. ... wizycie u dentysty.
Radny Ryszard Szyprowski dopiero w ostatni piątek wyjawił oficjalną przyczynę wagarów sprzed dwóch miesięcy. – Nie chcemy tego referendum, bo niebawem i tak będą wybory – tłumaczył. – Po co narażać społeczeństwo na niepotrzebne koszty? Nie zamierzamy jednak głosować przeciw referendum, bo ktoś może pomyśleć, że popełniliśmy... błąd. Wybraliśmy najlepsze wyjście.
Jurkiewicz miał na ten temat odmienne zdanie. Tuż po przerwanej sesji zapewnił nas, że wobec uciekinierów zostaną wyciągnięte konsekwencje. Ale ostatecznie radni pieniądze za przerwane obrady wzięli, a sprawa odwołania burmistrza i ewentualnych kar ucichła. Miesiąc temu zapytaliśmy Jurkiewicza dlaczego. – Radni zrozumieli swój błąd – powiedział nam wówczas. – Teraz wyborcy uznają, czy należy im się zaufanie.
I to właśnie oburzyło radnych, a sześciu z nich złożyło wniosek o odwołanie wiceprzewodniczącego. Uznali, że Jurkiewicz na łamach Dziennika Wschodniego „dyskredytuje radę i obniża jej rangę”. – Nie zrozumieliśmy swojego błędu, bo go po prostu nie popełniliśmy. Konsekwencji finansowych nie poniesiemy, bo nie ma takiego przepisu. Jurkiewicz widać nie zna prawa. Ale teraz wyborcy biorą nas za takich, co mówią o duperalach, uciekają i potem biorą za to pieniądze.
Burmistrz Tyszowiec nie ma wątpliwości, że to nagonka na Jurkiewicza. – Radni uciekli, ale przyłapał ich na tym Dziennik Wschodni – tłumaczy Ryszard Bartosz. – Nie wiedzieli jak wybrnąć. Dlatego znaleźli kozła ofiarnego.