26-latek z Białej Podlaskiej odpowie za usiłowanie zabójstwa. Miał zaatakować nożem znajomego, który pił wódkę z jego dziewczyną. Dzięki interwencji świadków nie doszło do tragedii
Akt oskarżenia przeciwko Mateuszowi M. wpłynął właśnie do Sądu Okręgowego w Lublinie. Śledczy z Białej Podlaskiej postawili 26-latkowi zarzuty dotyczące usiłowania zabójstwa i posiadania narkotyków.
Sprawa dotyczy wydarzeń z czerwca tego roku. Mateusz M., z zawodu kierowca, mieszkał ze swoją partnerką Magdaleną. Byli razem od kilku miesięcy. Feralnego dnia przed południem Magdalena spotkała na ulicy Daniela S. Oboje postanowili wspólnie napić się wódki w mieszkaniu dziewczyny.
Z akt sprawy wynika, że kiedy do połowy opróżnili półlitrową butelkę, Magdalena położyła się spać. Jej znajomy został w mieszkaniu i oglądał telewizję.
Po pewnym czasie do domu wrócił Mateusz M. Wcześniej wypił 3-4 piwa. Kiedy zobaczył swoją dziewczynę sam na sam z innym mężczyzną, wpadł we wściekłość. Doszło do kłótni z Danielem S., po której gospodarz wyszedł z mieszkania. Wrócił po dwóch godzinach. Jego znajomy wciąż był w mieszkaniu, więc doszło do kolejnej awantury, którą miał sprowokować Daniel S. Mateusz M. ponownie opuścił mieszkanie, ale po chwili zadzwonił po dwóch kolegów. Liczył, że pomogą mu siłą wyrzucić niechcianego gościa.
Kiedy 26-latek z kolegami pojawili się na miejscu, drzwi były zamknięte na klucz. Mateusz M. wyłamał je i od razu podszedł do siedzącego na fotelu Daniela S. Sięgnął do kieszeni po nóż, którym – jak wynika z akt sprawy – zadał mężczyźnie trzy ciosy w klatkę piersiową. Dwa z nich w okolice serca.
Koledzy odciągnęli napastnika od Daniela S. Ten wykorzystał okazję i uciekł. Na ulicy poprosił przechodniów o wezwanie karetki.
Usiadł na krawężniku. Wtedy 26-latek ponownie go dopadł. Kopnął rannego mężczyznę. Zaczął go obrażać. Ponownie uspokoili go koledzy.
Po awanturze Mateusz M. wyrzucił swoją zakrwawioną bluzę i nóż na pobliskiej budowie. Sam spędził noc na ulicy. Kiedy następnego dnia wrócił do mieszkania, został zatrzymany przez policjantów.
Podczas późniejszych przesłuchań przyznawał się tylko do posiadania niewielkiej ilości narkotyków. Zapewniał, że nie chciał zabić Daniela S., a jedynie go nastraszyć. Kiedy wyciągnął nóż, mężczyzna miał wstać i sam nadziać się na ostrze. Śledczy nie uwierzyli w tę opowieść. Podobnie jak w wersję samego Daniela S., który po kilku dniach od awantury wyszedł ze szpitala. Mężczyzna przekonywał, że sam się przewrócił i nadział się na nóż, który miał w kieszeni.
Oskarżonemu w sprawie Mateuszowi S. grozi nawet dożywocie.