Dwoje lekarzy ze szpitala w Chełmie, oraz dyspozytorka pogotowia odpowiedzą za śmierć 3,5-miesięcznego Bartka. Chłopiec z ponad 40-stopniową gorączką nie doczekał się karetki. Nie został też przyjęty do szpitala.
- Nie udzieliła pomocy chłopcu narażonemu na niebezpieczeństwo utraty życia - wyjaśnia Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. - Odmówiła wysłania do dziecka karetki. Nie pogłębiła wywiadu, kierując jego rodziców do ambulatorium, nie zaś do szpitala.
Rodzice Bartka sami przyjechali z Sawina do szpitala w Chełmie. Byli tam ok. godz. 8 rano. Chłopiec nie został jednak przyjęty na oddział, bo… nie miał skierowania. Lekarz dyżurna z pediatrycznej izby przyjęć, 56-letnia Ewa G. odesłała chorego z kwitkiem.
- Odmówiła przyjęcia do szpitala bez zlecenia wykonania badań laboratoryjnych krwi i moczu. Nakazała rodzicom dziecka uzyskanie skierowania od lekarza pomocy doraźnej - dodaje Syk Jankowska. - Nie jest konieczne w przypadku stanów nagłych.
- Skierował 3,5 miesięcznego chłopca znajdującego się w stanie bezpośredniego niebezpieczeństwa utraty życia na konsultację laryngologiczną transportem własnym - wyjaśnia Syk-Jankowska. - Zrobił to przed przyjęciem go na oddział i wykonaniem pełnego badania oraz zleceniem badań dodatkowych. Nie weryfikował stanu zdrowia dziecka w kolejnych godzinach po przyjęciu na oddział.
Zdaniem śledczych, lekarz nie zlecił również wykonania badań gazometrycznych i nie wdrożył resuscytacji po rozpoznaniu u chłopca sepsy. Zaprzepaściło to szansę na uratowanie Bartka. Po południu dziecko przewieziono do DSK w Lublinie, ale było już za późno na ratunek.
Zarówno lekarze z Chełma, jak i dyspozytorka pogotowia nie przyznali się do winy. Jedynie Piotr Z. opisał, jak wyglądało przyjmowanie chłopca na oddział oraz jego leczenie. Kobiety odmówiły składania wyjaśnień. Medykom grozi do 5 lat więzienia. Dyspozytorka musi się liczyć z karą do 3 lat pozbawienia wolności.