Czterolatek ma twarz poszarpaną przez amstafa należącego do jego rodziców. Chłopiec leży w szpitalu.
Dziecko jest po operacji. - Ma rany kąsane twarzy. Operowaliśmy twarz, powieki, czoło - mówi prof. Jerzy Osemlak, kierownik Kliniki Chirurgii i Traumatologii Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. - Musieliśmy wzywać okulistę na konsultację, ponieważ zranione były także okolice oczodołów i zagrożone oko.
Profesor jest zbulwersowany. - Po co ludzie trzymają takie groźne bojowe psy w domu? Te zwierzęta są nieobliczalne, atakują nawet swoich właścicieli - mówi.
Właścicielami psa są rodzice dziecka. Do wypadku doszło dwa dni temu na prywatnej posesji w gminie Spiczyn. Wczoraj rodzice chłopca ostro odmówili rozmowy z dziennikarzem. A policja zgłoszenia w tej sprawie nie miała. Sprawą zajęła się zaraz po naszym telefonie. Do miejscowości, gdzie mieszka rodzina, wysłano dwóch policjantów.
- Nikogo w domu nie było. Po podwórku biegał amstaf. Funkcjonariusze nie wchodzili na posesję, żeby ich nie zaatakował. Pojechali do szpitala szukać właścicieli - relacjonował podinspektor Waldemar Goluch z Komendy Powiatowej Policji w Łęcznej.
W szpitalu funkcjonariusze porozmawiali z rodzicami chłopca. - Powiedzieli, że to był młody amstaf, jeszcze nieułożony - kontynuuje podinspektor Goluch. - Dziecko podeszło do zwierzęcia, trzymało w rękach jedzenie. Dlatego pies zaatakował.
Rodzice chłopca mają kilka psów. - Sprawdzimy, czy wszystkie to amstafy, czy jest to hodowla, czy jest zarejestrowana, czy zwierzęta są zdrowe - zapowiada podinspektor. - Zostanie wszczęte postępowanie w kierunku narażenia dziecka na utratę życia lub poważne uszkodzenie ciała. Taki czyn jest zagrożony karą od 3 miesięcy do 5 lat.
Wczoraj pies został oddany na obserwację do weterynarza.