Przetrwała męczarnie w nielegalnej hodowli. Przeżyła poważny wypadek. W szoku przebiegła kilkadziesiąt kilometrów. Jamniczka wróciła na miejsce tragedii. Tam potrącił ją samochód.
Przygarnęła jamniczkę. Oswoiła. Balbinka zaufała pani Ewie i jej mężowi. Zaprzyjaźniła się z suczką Odą. - Tak długo żyła na uwięzi. Czasem nie wiedziała, co ma z tą wolnością zrobić - opowiada Ewa Stępniak. - Nie mam swoich dzieci. To był a moja kochana przylepa.
Tydzień temu zdarzył się wypadek. W Kalinówce pod Lublinem samochód pani Ewy dachował siedem razy.
Kobieta trafiła do szpitala. Próbowała jeszcze zatrzymać Balbinkę, która w szoku wybiegła z auta. Nie udało się. Jamniczka biegła przed siebie. Ludzie dzwonili, mówili że widzieli ją w Bychawie, w Prawiednikach i w Wierzchowiskach. Psa poszukiwał sztab ludzi. Wypłoszona jamniczka nie dała się złapać. Znikała w zaroślach. Nie zbliżyła się nawet do męża pani Ewy.
Czwartek
Pani Ewa czeka na każdy sygnał o swoim kochanym psie. - Martwię się bardzo o panią Ewę. Bardzo to przeżywa. Nie mogła mieć własnych dzieci. Balbinkę traktowała jak własne - mówi Dorota Okrasa.
Dzwoni telefon. Ktoś mówi, że Balbinka wróciła do Kalinówki. Zaszyła się w szklarni. Niedaleko doszło do tragicznego wypadku. Mateusz Dracha, mąż pani Ewy wraz z koleżanką i jej suką Odą przyjeżdżają na miejsce. - To na sto procent Balbinka - mówi pan Mateusz. Ale pies nadal jest w szoku. Ucieka. Przy szklarni zostawiają więc koc, na którym spała Balbinka. Pan Mateusz przywozi do Kalinówki jedzenie i ubrania. Może Balbinka poczuje dom. Nie ucieknie. Nic z tego.
Piątek
Dzwoni mieszkaniec Kalinówki. - Samochód potrącił psa. To raczej Balbinka - informuje. Na miejscu jest już pan Mateusz - Niestety, to ona. Balbinka nie żyje - potwierdza.
źródło: Balbinka nie żyje - www.mmlublin.pl