Wielkie wodniste pęcherze i blizny, które mogą zostać na całe życie. To skutki poparzenia Barszczem Sosnowskiego. W weekend nad Zalewem Zemborzyckim rośliną poparzyło się dwóch chłopców.
Jak tłumaczą lekarze, roślina jest bardzo niebezpieczna ze względu na zawartość furanokumaryn. Związki te w kontakcie ze skórą i w obecności światła słonecznego powodują oparzenia II i III stopnia. - Uszkadzają naskórek, a czasami też skórę właściwą. Skóra robi się czerwona, piecze i swędzi. Pojawiają się wielkie wypełnione wodą pęcherze. Przy głębokich oparzeniach powstają blizny, które niestety mogą zostać na całe życie - tłumaczy prof. Dorota Krasowska z Kliniki Dermatologii Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. - Dużo osób nie ma pojęcia, co to za roślina, jak wygląda i jakie powoduje reakcje. Kiedyś mieliśmy przypadek dziewczyny, która zbierała tę roślinę i poważnie poparzyła sobie nogi, brzuch i plecy. W takich przypadkach leczenie trwa nawet kilka miesięcy.
- W ubiegłym roku zaczęliśmy walczyć z tą inwazyjną rośliną. Została wówczas zlikwidowana przy ul. Sudeckiej, w tym roku natomiast zniszczono rosnącą przy ul. Wąwozowej, Węglinek oraz Mgielnej - informuje Beata Krzyżanowska, rzeczniczka prezydenta Lublina. - Likwidacja polega na wycięciu rośliny, utylizację oraz opryskanie pozostałego korzenia herbicydem, posiadającym aktywny składnik zwalczający tę roślinę.
Donieś na barszcz
Jeśli zobaczysz Barszcz Sosnowskiego w Lublinie zgłoś to do Wydziału Ochrony Środowiska ( tel. 81 466 26 00, 466 26 30, 466 26 34) podając dokładną lokalizację.
Barszcz trafił do Polski w latach 50. XX wieku, jako dar od radzieckich uczonych. Roślina miała służyć jako pasza dla zwierząt, ale szybko okazało się, że więcej z niej szkody niż pożytku. Wyrasta nawet do 4 metrów wysokości i występuje już niemal w całej Polsce.