Pacjentka obsmarowała lekarkę w skardze do zwierzchnika. Mało tego. Rozesłała donos do kilku instytucji. Pani doktor poszła do sądu. Dostanie odszkodowanie za naruszenie dobrego imienia.
Kobiety zetknęły się w izbie przyjęć. Pacjentka narzekała na ból nogi. Leczyła się od tygodnia u lekarze rodzinnego. W szpitalu pojawiła się, bo noga znowu zaczęła boleć. Lekarka, oceniła że pacjentka nie wymaga leczenia na oddziale ratunkowym. Poradziła jej, by poszła do lekarza rodzinnego, który pełnił całodobowy dyżur w przychodni, zaledwie 150 metrów od szpitala. Pacjentka wezwała policję. Patrol przyjechał do szpitala, zorientował się, o co chodzi i odjechał.
Postawa lekarki była "niegodna zawodu” napisała pacjentka w skardze, którą wysłała do dyrekcji szpitala i do wiadomości Izby Lekarskiej i sejmiku wojewódzkiego. W piśmie wyliczyła swoje zarzuty.
Dyrekcja szpitala z ul. Jaczewskiego przyznała, że błędem było niewydanie pacjentce karty informacyjnej. Pozostałe działania lekarki uznała za prawidłowe.
Na tym sprawa się nie zakończyła. Pani doktor wytoczyła pacjentce proces o ochronę dóbr osobistych. Domagała się 5 tys. złotych zadośćuczynienia. Pacjentka broniła się, że miała konstytucyjne prawo do krytyki. Sąd Rejonowy w Lublinie doszedł do wniosku, że zarzuty wobec lekarki były w znacznej mierze nieprawdziwe, a użyte tam określenia naruszały jej cześć. Zdecydował, że pacjentka ma zapłacić 2,5 tys. zł zadośćuczynienia. Kobieta odwoływała się.
– Jej apelacja nie została uwzględniona – mówi Artur Ozimek, rzecznik Sądu Okręgowego w Lublinie.
Adam Sandauer, prezes Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere, obawia się tego, że taki wyrok ograniczy prawo do krytyki.
– Karanie finansowe autora skargi, nawet takiego, który nie ma racji, może doprowadzić do tego, że ludzie będą się bali pisać jakiekolwiek skargi – mówi. – Przecież skarga pacjentki była skierowana tylko do organów kontrolnych szpitala, nie zawierała wulgaryzmów.
– W skargach wobec lekarzy padają nawet takie określenia jak "morderca” albo "nie powinien leczyć ludzi” – cytuje Janusz Hołysz, okręgowy rzecznik odpowiedzialności zawodowej przy Lubelskiej Izbie Lekarskiej. – Myślę, że lekarze zaczną na to reagować. Takich spraw w kraju jest coraz więcej.
Od niedawna samorząd lekarski zbiera sygnały o fizycznej i słownej agresji wobec jego członków. Naczelna Izba Lekarska uruchomiła stronę internetową, dzięki której monitoruje to zjawisko. – Nie może być tak, że jesteśmy opluwani i na to nie reagujemy – dodaje Hołysz.