

Radni klubu prezydenta Krzysztofa Żuka postulują wprowadzenie nocnego zakazu sprzedaży alkoholu w sklepach i na stacjach benzynowych Lublina. Jak prohibicja odmieniłaby miasto i jego mieszkańców?

Ćwierć wieku temu zespół El Dupa nagrał satyryczną piosenkę „Prohibicja”. Kazik Staszewski melorecytował w niej łamanym angielskim: „Nie chcemy żadnej prohibicji”. Wymieniał kolejne polskie miasta: Warszawę, Kraków, Katowice, Gliwice. Lublin, jak reszta kraju, pozostawał w oczywistym domyśle.
Kazik nawiązywał do zakazu handlu alkoholem wprowadzonego w Grodzie Kraka na czas pielgrzymki Jana Pawła II. Kawałek zrobił karierę, w szerszym ujęciu stanowił bezkompromisową krytykę lokalnych władz, wyrażoną w wściekłym wersecie: „Radny kradnie, a całe miasto na dnie”. Był to również wyraz głębokiej niechęci Polaków do prohibicji, nawet tej najmniejszej, pozornie uświęconej przez przyjazd papieża. Nucili więc za El Dupą, że restrykcje tego typu „tworzą gangsterów takich jak Al Capone”.
Kończy się rok 2025, a czasy diametralnie się zmieniły. Nocną prohibicję wprowadziło już około 180 gmin. W ograniczonym zakresie zakaz ten obowiązuje w Rzeszowie, Wrocławiu, Poznaniu czy Katowicach. Pilotażowo testować go będzie Warszawa. W Krakowie, Gdańsku i Bydgoszczy nocna prohibicja obejmuje całe miasta. Następny w kolejce będzie Lublin?
Nocna prohibicja w Lublinie
Radni klubu prezydenta Krzysztofa Żuka postulują wprowadzenie zakazu sprzedaży alkoholu w lubelskich sklepach i na stacjach benzynowych. Ma on obowiązywać od godziny 23:00 do 6:00 rano. Choć może się to jeszcze zmienić, rozważana jest bowiem opcja z 22:00. Oba warianty umożliwia art. 12 ust. 4 ustawy o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi.
– Ustawa gwarantuje nam prawo do odpoczynku i snu. Dlatego twierdzę, że godzina 23:00 to za późno. Kiedyś obowiązywało ograniczenie sprzedaży alkoholu do 13:00 i nikomu nic złego się nie stało. Chcemy więc przesunąć czas zakazu o godzinę w tył. Na Komisji Zdrowia przygotujemy stosowny dezyderat do prezydenta – komentuje radna Elżbieta Dados.
Projekt nocnej prohibicji opiniują obecnie członkowie rad lubelskich dzielnic.
– Z roku na rok sytuacja na Starym Mieście się pogarsza. Mieszkańcy coraz częściej mówią o braku bezpieczeństwa, boją się wychodzić po zmroku. Interwencje policji i straży miejskiej niewiele dają. Najwyższy czas działać. Wprowadzenie nocnej prohibicji mogłoby ograniczyć skalę problemu. Wspólnie z radą dzielnicy Śródmieście postulujemy, by zakaz sprzedaży alkoholu obowiązywał od godziny 22:00 – mówi Michał Makowski, przewodniczący zarządu dzielnicy Stare Miasto.
– Nie mam wątpliwości, że powinniśmy wprowadzić zakaz sprzedaży alkoholu w godzinach nocnych. To dotyczy nas wszystkich – dodaje radna Dados.
Polak pije alkohol
Polacy piją więcej niż mieszkańcy większości krajów Europy. Przeciętny obywatel naszego kraju spożywa od jedenastu do dwunastu litrów czystego alkoholu etylowego rocznie, przy unijnej średniej wynoszącej niecałe dziesięć litrów. Z danych WHO wynika, że około dziewięćset tysięcy rodaków zmaga się z uzależnieniem. Kolejne dwa i pół miliona balansuje na granicy nałogu.
Zajmujemy drugie miejsce w Unii Europejskiej pod względem liczby zgonów spowodowanych skutkami niekontrolowanego picia wódki, wina, whisky, piwa i innych napojów procentowych. To dziewięć przypadków na sto tysięcy mieszkańców. Rokrocznie.
Hanna Ostrowska-Biskot, psychoterapeutka uzależnień, wyliczała w rozmowie z Polską Agencją Prasową, że w polskich sklepach codziennie sprzedaje się trzy miliony „małpek”. Dodawała, że punktów ich sprzedaży jest pięć razy więcej, niż zalecają organizacje zajmujące się przeciwdziałaniem alkoholizmowi.
Lobby
Wojciech Konieczny, do niedawna wiceminister zdrowia, twierdzi, że to efekt wieloletnich działań „silnego lobby alkoholowego”. Rok temu Ministerstwo Zdrowia zapowiadało wprowadzenie ogólnopolskiego zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych od 22:00 do 6:00. Nic takiego jednak się nie stało. Choć sondaż IBRiS dla PAP wykazuje, że aż 68 proc. respondentów, w tym 80 proc. kobiet i 57 proc. mężczyzn, popiera koncepcję ogólnopolskiej nocnej prohibicji.
We wrześniu tego roku oglądaliśmy za to niezrozumiałą hucpę z udziałem warszawskiego klubu radnych Koalicji Obywatelskiej, którzy za wszelką cenę próbowali zablokować projekt nocnej prohibicji w całej stolicy, proponując w zamian jego pilotażową wersję w Śródmieściu i na Pradze-Północ. Ma ona obowiązywać od listopada.
Jednocześnie Marcin Kierwiński, szef warszawskich struktur Platformy Obywatelskiej i minister spraw wewnętrznych oraz administracji, przekonywał na antenie TVN, że nocna prohibicja nie rozwiązuje problemów polskich miast. Powoływał się na statystyki z Krakowa, z których – jak uważał - wynikało, że po wprowadzeniu restrykcji wzrosła liczba interwencji służb w sprawie zakłóceń porządku i spożycia alkoholu w miejscach publicznych. Szybko zweryfikowano jednak, że przytaczał nieprecyzyjne, zmanipulowane dane.
Krakowski ratusz opublikował statystyki, które dowodziły, że w ciągu roku liczba interwencji straży miejskiej dotyczących spożycia alkoholu w godzinach nocnych spadła o 30 proc., a liczba interwencji policji – o 25 proc. Od momentu wprowadzenia prohibicji w Krakowie to aż 70 proc. mniej działań służb w tym zakresie.
Biorąc to wszystko pod uwagę, politycy partii rządzącej wyczuli zmianę nastrojów społecznych i skorygowali kurs z kolizyjnego na bardziej koncyliacyjny. Rafał Trzaskowski ogłosił, że w przyszłym roku prohibicja obejmie całą Warszawę. Minister finansów Andrzej Domański zadeklarował w rozmowie z Tok FM, że jego resort nie będzie blokował zmian w ustawodawstwie, bo „zdrowie publiczne i przestrzeganie porządku publicznego są ważniejsze niż wpływy do budżetu”.
Prohibicja nie zawsze działa
O wprowadzenie ogólnokrajowego zakazu nocnej sprzedaży alkoholu od dawna apeluje prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, powołując się na troskę o bezpieczeństwo pacjentów i odciążenie szpitalnych SOR-ów. Eksperci podkreślają jednak, że prohibicja nie leczy alkoholizmu, a ograniczenie dostępności alkoholu z legalnego obrotu wiąże się z pewnymi zagrożeniami.
Powstają meliny. Budżet państwa traci na tym miliardy złotych rocznie. Portal Bankier.pl opisywał, jak przedsiębiorcy z wielu polskich miast nauczyli się obchodzić przepisy o nocnej prohibicji. W Szczecinie sklepy monopolowe po 23:00 zaczęły działać jako bary lub „lokale degustacyjne”, w których alkohol można spożywać tylko na miejscu. W Olsztynie sklep zamieniono w „imprezę zamkniętą” z symbolicznym biletem wstępu. W Mielnie wystarczyło wywiesić kartkę „Lokal gastronomiczny. Alkohol otwieramy!”. Klienci nie zniknęli. Wszystko odbywało się zgodnie z prawem.
Nie wszędzie też restrykcje przyniosły oczekiwane efekty. W Krośnie i Szprotawie zakaz cofnięto po kilkudziesięciu dniach. W Kartuzach awantury i pijaństwo przeniosły się z ulic do barów. W Poznaniu i Białej Podlaskiej mieszkańcy jeździli po trunki do sąsiednich gmin. Nie da się więc stworzyć systemu idealnego.
„Mieszkańcy Starego Miasta się boją”
- Mieszkańcy Starego Miasta naprawdę boją się wychodzić na ulicę po zmroku?
Michał Makowski, przewodniczący zarządu dzielnicy Stare Miasto: - Na naszych dyżurach regularnie słyszymy skargi na awantury i grupy bezdomnych, które gromadzą się w różnych częściach dzielnicy, piją alkohol, zaczepiają ludzi i niszczą mienie. To już nie są kilkuosobowe grupki. Na Jezuickiej czy Placu Dominikańskim potrafi zebrać się nawet dwadzieścia osób.
- I jest to aż tak uciążliwe?
- Problemem są też młodzi ludzie, którzy kupują alkohol w nocnych sklepach i piją na ulicach. W cieplejszych miesiącach Stare Miasto staje się dla mieszkańców prawdziwym koszmarem. Ludzie boją się zwracać uwagę takim osobom, bo ich reakcja często bywa agresywna. Zdarzały się przypadki napaści. Także na radnych.
- Interwencje policji i straży miejskiej nie przynoszą efektów?
- Mandaty wobec osób bezdomnych są nieskuteczne. Gdy funkcjonariusze odjadą, wszystko wraca do poprzedniego stanu.
- Nocna prohibicja nie uderzy w przedsiębiorców?
- Chodzi wyłącznie o sklepy nocne. Zakaz nie dotyczyłby restauracji ani barów, więc przedsiębiorcy nie powinni się obawiać. Wierzę, że uczciwi restauratorzy tylko by na tym zyskali.
- Czyli nie widzicie żadnych wad takiego rozwiązania?
- Prohibicja nie rozwiąże oczywiście problemu całkowicie, ale może go znacząco ograniczyć. Doświadczenia innych miast pokazują, że takie rozwiązanie potrafi zmniejszyć skalę zakłóceń nawet o połowę. Liczymy, że podobny efekt zobaczymy w Lublinie. Szczególnie na Starym Mieście.
„Alkohol jest dziś zbyt powszechny”
- Mieszkańcy Lublina mają problem z alkoholem?
Elżbieta Dados, radna Lublina i członkini Komisji do Rozwiązywania Problemów Alkoholowych: - Mamy w Polsce niechlubny czas. Młodzież zbyt często sięga po alkohol. Proszę zobaczyć na deptak czy Stare Miasto. Nie tylko latem. Wokół nocnych sklepów często źle się dzieje. Podjeżdżają samochody, imprezowicze hałasują, to zazwyczaj rozbawione towarzystwo. A mieszkańcy chcą odpocząć.
- To też pani doświadczenie?
- Jestem osobą starszą, miałam problemy z sercem i często trafiałam na oddział intensywnej terapii. Widziałam, co się dzieje w nocy, ile pijanych osób przywożono do szpitala. Alkohol jest dziś zbyt powszechny. I zbyt wiele wypadków spowodowanych przez nietrzeźwych kierowców.
- Krytycy nocnej prohibicji twierdzą, że może ona uderzyć w drobnych przedsiębiorców i nocne życie miasta. Czy da się pogodzić interes wszystkich?
- Jak pan wie, projekt uchwały o ograniczeniu sprzedaży alkoholu był już dwa razy na sesji Rady Miasta. Niestety, sprawa upadała przez silne lobby przeciwników, głównie przedsiębiorców. Ale naprawdę, nic im się nie stanie.
- Skąd takie przekonanie?
- Sklepy typu Żabka są czynne do 23:00, więc projekt idzie im na rękę, nie zachwieje ich zysków. Najważniejszy jest spokój mieszkańców.
- Powołujecie się na statystyki z 180 gmin, gdzie już wprowadzono nocną prohibicję.
- Kraków na przykład stał się bezpieczniejszy, jest mniej interwencji policji. Lublin też powinien pójść tą drogą.
- Wierzy pani, że projekt tym razem wejdzie w życie?
- Mam nadzieję, że radni staną na wysokości zadania. Choć z tego, co wiem, opinie rad dzielnic są różne. Nie wszyscy popierają ograniczenie, szczególnie w rejonach miasta oddalonych od centrum. Dziwię się temu. Kto naprawdę chce się napić, zdąży kupić alkohol w dopuszczonych godzinach. Nie ma potrzeby zakłócać ciszy nocnej. Prawda jest taka, że jeśli nie wprowadzimy takiego zakazu, to nigdy się nie przekonamy, czy on w ogóle działa.

