Coraz trudniej jest znaleźć chętnych do pracy. Z problemem tym borykają się zarówno rolnicy jak i właściciele biznesów w mieście. – Jedni się nie nadają, inni od razu rezygnują – skarżą się przedsiębiorcy i plantatorzy
W internecie wysyp ofert: od prac typowo sezonowych przy zbiorze owoców czy roznoszeniu ulotek po stanowiska w restauracyjnej kuchni bądź magazynie. W natłoku ogłoszeń nietrudno znaleźć pracę z dniówką w wysokości nawet 100 zł. Oryginalnych zachęt do wysłania CV też nie brakuje; „Lubisz się wyspać? Pracuj u nas popołudniami!”.
Restauratorzy i właściciele sklepów szukają pracowników także metodą tradycyjną. W centrum Lublina nietrudno się natknąć na ogłoszenie wywieszone na witrynie lokalu.
– Bardzo trudno znaleźć odpowiedniego pracownika – mówi ekspedientka w sklepie przy Bramie Krakowskiej. – Ogłoszenie wisi od 4 miesięcy. Chętni albo od razu rezygnują, albo po prostu się nie nadają do pracy w handlu.
Podobnymi spostrzeżeniami dzieli się kelnerka jednej z restauracji przy ul. Fryderyka Chopina. – W porównaniu do lata sprzed dwóch lat zdecydowanie trudniej jest znaleźć pracownika – mówi. – Najczęściej na ogłoszenie odpowiadają młodzi ludzie, o pracę pytało też sporo Ukrainek. Ogłoszenie wisi od maja, a chętnych można policzyć na palcach jednej ręki.
Problem z pracownikami mają również właściciele plantacji. – Polacy nie są zainteresowani, nawet młodzi. W tym sezonie zadzwoniły tylko dwie osoby – mówi pan Mirosław, który pod Bełżycami ma pole truskawek. Na ok. 4 hektarach pracuje u niego mniej więcej 40 osób. – Gdyby nie Ukraina, uprawa truskawki w Polsce przestałaby funkcjonować. Polacy nawet jak przyjadą do pracy to tylko na chwilę, a Ukraińcy uczciwie pracują cały sezon – podkreśla. – Za 40 łubianek, a to nie jest jakoś bardzo dużo, płacę 100 zł. Do tego dochodzi wyżywienie.
Młodych pracowitych nietrudno za to spotkać na Krakowskim Przedmieściu, gdzie najczęściej uczniowie i studenci rozdają ulotki. Zarabiają 7-8 zł za godzinę.
– Pierwszy raz pracuję przy ulotkach – mówi 17-letnia Ola, uczennica jednego z lubelskich liceów. – Bywa ciężko, dużo czasu spędza się na nogach, bolą plecy i ręce. Większość moich znajomych nie pracuje, szkoda im wakacji. Z drugiej strony, w ten sposób można przecież na fajne wakacje zarobić.
Podobnie myśli 18-letnia Paulina Wójtowicz, która pracuje na stoisku z okularami w hipermarkecie E.Leclerc.
– Podoba mi się praca, czuje się dzięki niej bardziej samodzielna – mówi. – Wśród moich znajomych w wakacje pracuje sporo osób. Rzeczywiście, trochę szkoda wakacji, ale ja znalazłam taką pracę, że mam trochę czasu dla siebie.