Ratownicy medyczni ze szpitala wojewódzkiego przy al. Kraśnickiej w Lublinie nadal nie dostali podwyżek obiecanych w ubiegłym roku przez Ministerstwo Zdrowia. Dyrekcja szpitala tłumaczy to luką prawną
Na pieniądze czeka 38 ratowników zatrudnionych w wojewódzkim szpitalu przy al. Kraśnickiej w Lublinie, między innymi w szpitalnym oddziale ratunkowym.
Kilka miesięcy temu ratownicy protestowali w całej Polsce domagając się wyrównania swoich wynagrodzeń z pielęgniarkami. Podkreślali, że mają te same kompetencje i obowiązki. Ministerstwo zgodziło się na wypłatę dwóch transz dodatku do wynagrodzenia w wysokości 400 zł brutto każda.
– Czujemy się lekceważeni przez dyrekcję. Nie dostaliśmy pierwszych 400 zł, które miały być wypłacone już w lipcu ubiegłego roku, nie mówiąc o kolejnej transzy, którą mieliśmy dostać w styczniu tego roku – denerwuje się jeden z ratowników pracujących w szpitalnym oddziale ratunkowym.
– Dyrekcja powołuje się na brak aktów prawnych ze strony Ministerstwa Zdrowia, mimo że w komunikacie z grudnia ubiegłego roku resort wyraźnie informował, że nie wyda takiego dokumentu, ale pieniądze mają być wypłacone.
Dodaje, że środowisko ratowników zostało podzielone na lepszych i gorszych, bo część dostała obiecane pieniądze, a część nadal na nie czeka.
– Mamy nadzieję, że ministerstwo w związku z przypadkami niewypłacania podwyżek w całym kraju wyda odpowiedni dokument – zaznacza nasz rozmówca. – W naszym przypadku protest nie wchodzi w grę. Jest nas za mało, żeby taka akcja przyniosła efekt.
Co na to dyrekcja szpitala? – Sytuacja jest o tyle trudna, że zatrudniam blisko 40 ratowników, więc podwyżki byłyby bardzo dużym obciążeniem dla budżetu szpitala. W skali roku to około 400 tysięcy złotych. A Ministerstwo Zdrowia nie wskazało źródła ich finansowania – tłumaczy Gabriel Maj, dyrektor szpitala wojewódzkiego przy al. Kraśnickiej w Lublinie. – Resort nie wydał też żadnego aktu prawnego, który regulowałyby te kwestie, jak to było w przypadku pielęgniarek.
Dyrektor zapewnia, że w przyszłym tygodniu spotka się jednak z ratownikami w tej sprawie. – Mimo luki prawnej zależy mi, żeby moi pracownicy dostali pieniądze. Razem będziemy szukać sposobu na ich znalezienie – mówi dyrektor Maj. – W przypadku ratowników zatrudnionych w pogotowiu ratunkowym sprawa była prostsza, bo wojewodowie mogli uruchomić na ten cel rezerwę finansową.
Maj tłumaczy też, że powodem zwiększenia stawki bazowej dla szpitalnego oddziału ratunkowego i izby przyjęć o 2 proc. od 1 lipca i 4 proc. od 1 października ubiegłego roku (wprowadziły je aneksy do umów z NFZ – red.) nie były podwyżki dla ratowników, ale podwyżki w związku z wejściem w życie ustawy o płacach minimalnych.