Przedłuża się proces Mariana Kowalskiego. Kolejna opinia biegłego nie rozstrzygnęła, czy lider narodowców złamał nos gościowi klubu Graffiti. Niezbędna będzie jeszcze jedna ekspertyza
Proces został zamknięty już w czerwcu, ale sąd wznowił postępowanie. Poszło o wyniki badań lekarskich pokrzywdzonego w sprawie Andrzeja N. Po incydencie w klubie muzycznym mężczyzna poszedł do szpitala przy ul. Grenadierów. Po wykonaniu prześwietlenia i tomografii lekarze odesłali go do domu. Następnie Andrzej N. trafił do szpitala przy ul. Jaczewskiego, gdzie zatrzymano go na obserwacji. Pełnomocnik Andrzeja N. przekonywał, że wyniki badań wskazywały złamanie nosa. Domagał się powołania biegłego. Sąd przystał na ten wniosek i wznowił sprawę.
Z przedstawionej wczoraj opinii wynika, że biegły dopatrzył się złamania. Pojawił się jednak nowy problem. Opinię przygotowano w oparciu o wyniki badań z SPSK4. Pacjent trafił tam dopiero parę godzin po zdarzeniu. Obrońcy Kowalskiego przekonują, że wiarygodne mogą być jedynie wyniki ze szpitala przy ul. Grenadierów. Andrzej N. pojechał tam tuż po rzekomym pobiciu. Lekarze nie rozpoznali jednak złamania nosa. Możliwe więc, że do złamania doszło później, już poza klubem.
Pełnomocnik Andrzeja N. powinien teraz dostarczyć sądowi wyniki pierwszych badań. Później zajmie się nimi biegły. Wyniki jego pracy poznamy w połowie listopada, kiedy sprawa wróci na wokandę.
Proces toczący się przed Sądem Rejonowym Lublin-Zachód dotyczy wydarzeń z lutego 2014 r. Marian Kowalski kierował wówczas ochroną lubelskiego klubu Graffiti. Miał poturbować Andrzeja N., który wraz z żoną bawił się w klubie na koncercie zespołu Happysad. Mężczyzna twierdzi, że został zaatakowany, kiedy po imprezie wychodził z Graffiti. Utrzymuje, że szef ochrony uderzył go w twarz i wypchnął z lokalu. Andrzej N. miał z rozbitym nosem spaść ze schodów.
Jak się później okazało, kamery „z przyczyn technicznych” niczego nie nagrały. Początkowo Andrzej N. domagał się od klubu finansowego zadośćuczynienia. Na jego pismo odpowiedział Marian Kowalski.
– Sprawdziłem w internecie, kim jest i rozpoznałem w nim człowieka, który mnie pobił – wyjaśnił Andrzej N. – Byłem zdziwiony, że to szef ochrony.
Marian Kowalski nie przyznaje się do pobicia. Jego obrońcy wnoszą o uniewinnienie. Prokuratura domaga się skazania Kowalskiego na 4 miesiące więzienia w zawieszeniu na dwa lata.