Miejsce akcji: gmina Milejów, powiat Łęczna. Główni bohaterowie: wójt i jego przeciwnicy. Główne oskarżenie: granie i śpiewanie
Wójt od około 8 lat ma swój zespół muzyczny i gra na weselach i zabawach. Mieszkańcy biorą go na wesela, żeby mieć znajomości – tak zaczyna się list, który przyszedł do naszej redakcji. Pojawiają się zarzuty wobec innych przedstawicieli miejscowych władz. W tym do przewodniczącego Rady Gminy, Krzysztofa Niewiadomskiego. Przywłaszczył sobie cztery tysiące złotych. Proszę o ukaranie jego i żeby oddał nasze pieniądze – pisze informator.
Na miejscu okazuje się, że przewodniczący nie zgłosił na czas oświadczenia, że jego żona, matka i brat prowadzą działalność na terenie gminy, w której przewodniczący Niewiadomski jest radnym. Zgodnie z przepisami musi teraz oddać pobrane diety radnego w wysokości 3904 zł.
Czy zarzuty wobec wójta są równie prawdziwe? I w ogóle o co chodzi z tą orkiestrą?
Na saksofonie
• Na jakim gra pan instrumencie? – pytamy wójta, Tomasza Surysia. Jest wyraźnie zaskoczony tym pytaniem. Zapala papierosa. – Ale to moja prywatna sprawa,
• Gra pan, czy nie?
– Od dwunastu lat się w to bawię i nikomu to nie przeszkadzało. Śpiewam, gram i czasami wystąpimy z żoną na jakiejś rodzinnej imprezie... – mówi wójt. – Ale to moja prywatna sprawa. Szukacie jakiejś sensacji? Chcecie napisać, że wójt gra na saksofonie?
Teraz już wiemy na czym gra wójt.
• A to prawda, że zmonopolizował pan rynek występów artystycznych w Milejowie i okolicach?
– Ja tylko na rodzinnych imprezach gram. Zresztą, proszę spytać ludzi.
Spytaliśmy. W „Kastino” pustki. Tylko jeden klient, ale są właściciele: Zbigniew i Elżbieta Pawlak. Wójt wcale tu nie gra. – Jak wszędzie, tak i w Milejowie jest walka polityczna – mówi pan Zbigniew. – Ale ten wójt to w porządku człowiek. Cichy chłopak bez układów.
Jedna palma i tony pomidorów
Wójt Suryś też wspomina o walce politycznej. – Ja się zresztą spodziewałem, że ktoś będzie komentował moje prywatne zainteresowania.. Bo ja nie jestem stąd, tylko z innej gminy – mowi. – Ale ludzie mi zaufali i pokonałem trzech miejscowych kandydatów.
Kto więc pisze „pisma” na wójta? – Nikogo nie zwolniłem. Nie mam politycznego zaplecza. Udało mi znaleźć akceptację części rady dla swoich pomysłów. A teraz takie prywatne podjazdy. To żałosne – mówi wójt. – Napiszcie jeszcze, że od dwunastu lat gram także w piłkę nożną. Teraz pomagam naszemu klubowi. Właśnie kupiłem rękawice dla naszego bramkarza. Może to też komuś przeszkadza?
Tomasz Suryś mówi, że nie poszedł na wójta, żeby robić karierę polityczną. – A po wyborach palma mi nie odbiła – dodaje. – Ja chcę po prostu pracować.
I pracuje. Za kilkanaście dni Milejów, tak jak reszta kraju, będzie w Unii Europejskiej. Czy wykorzysta swoją szansę? – Robimy wodociągi. Właśnie mamy pięćset nowych podłączeń. Potrzebujemy jeszcze kanalizacji i infrastruktury – wylicza wójt. – Poza tym Milejów jest zagłębiem pomidorowym. Niedawno założyliśmy grupę producencką.
Grupa zrzesza trzystu dwudziestu hodowców pomidora. Rok temu do milejowskich zakładów trafiło trzydzieści trzy tysiące ton pomidorów. Dlaczego? Bo są dobre.
Warzywa mają tu świetne warunki do rozwoju. Grupa producenka liczy na korzystniejsze warunki w kontraktach handlowych i na dopłaty z Unii. Dla wielu rolników to „być albo nie być”, bo żyją tylko z pomidora.
Żółtymi płacą
A żyją coraz gorzej. Anna studiuje w Lublinie. Liczy, że dzięki temu zdobędzie lepszą pracę. A na razie pracuje w małym sklepiku. – Sprzedaje na zeszyt. Normalna sprawa. To znak naszych czasów – śmieje się. Co ludzie kupują? To co niezbędne i tanie. Bo na więcej ich nie stać. – Tydzień temu to wszyscy cukier kupowali, ale teraz podrożał i nie ma już wzięcia.
No bo kogo stać na trzy czterdzieści złotych za kilo cukru?
– Bieda jest i tyle – podkreśla Zbigniew Pawlak. – U nas młodzież za piwo płaci głównie „żółtymi”. Często im brakuje dziesięć czy dwadzieścia groszy. Daruję, bo co mam zrobić? Przynajmniej ktoś siedzi i jest ruch. Bo latem to już pustki. Wszyscy w plener idą. Ale teraz chyba ku lepszemu idzie. Chociaż trochę.
W Milejowie mieszka około dziewięciu tysięcy ludzi. I właściwie wszyscy się znają. – Do wójta nic nie mamy. Zastał gminę w długach, to ma związane ręce – mówi Mieczysław Baczerski, emeryt.
– Ale coś się dzieje. Wodę podłączają, kawałek rzeki wybrali przy kładce. Bo jak woda wylewała, to ludzie nie mieli jak chodzić – dodaje Stanisław Szponar.
– Wójtem się bywa – przekonuje Tomasz Suryś. – Dla mnie liczy się efekt mojej pracy. I to ludzie mnie ocenią. A że niektórzy szukają dziury w całym? Że im się moje nie granie nie podoba? Wyborcy to ocenią.