Do 5 lat pozbawienia wolności grozi rodzicom czterolatka z gminy Mircze za narażenie go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo zdrowia. Akt oskarżenia wpłynął właśnie do sądu.
W połowie listopada na policję zadzwoniła mieszkanka podhrubieszowskiej gminy Mircze. – Od półtorej godziny szukam czteroletniego siostrzeńca, ale nigdzie go nie ma – powiedziała kobieta.
Funkcjonariusze ustalili, że chłopczyk pod nieobecność rodziców przebywał pod opieką 13-letniego przyrodniego, niepełnosprawnego brata. Gdy nastolatek wyszedł na chwilę z mieszkania, jego braciszek spał.
– Gdy wróciłem, po Tomku nie było śladu – powiedział mundurowym starszy brat.
Czterolatek wyszedł z domu tak jak spał: w lekkim ubraniu i... boso. Mundurowi wraz z mieszkańcami wioski rozpoczęli poszukiwania, które utrudniał zapadający zmrok. Na dodatek robiło się zimno: temperatura spadła do 1 stopnia Celsjusza.
Ale poszukiwania zakończyły się szczęśliwie. Dziecko odnalazła jedna z mieszkanek wioski. – Chłopczyk szedł na bosaka drogą – opowiada Jarosław Karkuszewski z hrubieszowskiej policji. – Mówił, że szuka taty. Był wystraszony i zziębnięty.
Gospodyni zaprowadziła go do mieszkania, zorganizowała ciepłe ubranie, po czym odwiozła go na rowerze do cioci.
Na koniec stróże prawa odnaleźli w sąsiedniej wiosce rodziców czterolatka, którzy spożywali tanie wino. 57-letni Zygmunt M. miał w organizmie 2,5 promila alkoholu, jego 33-letnia konkubina – blisko 1,4 promila. Powiedzieli, że wspólnie z dwoma znajomymi wypili trzy wina owocowe.
Po wytrzeźwieniu oboje przyznali się do winy. Chcą dobrowolnie poddać się karze 4 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 2 lata z obowiązkiem powstrzymania się od nadużywania alkoholu. O ich wyczynie śledczy powiadomili już sąd rodzinny.