Od administracji, przez ekonomię i budownictwo, po ochronę środowiska, fizjoterapię i pielęgniarstwo. Mało? Nie ma sprawy. W Zamościu można studiować także anglistykę i filologię polską, romańską i rosyjską, matematykę czy politologię.
Grzegorz Wróbel z Zamościa ma 25 lat. W tym roku kończy ochronę środowiska rolniczego w Instytucie Przyrodniczym. Właśnie jest przed obroną pracy magisterskiej. Studia w rodzinnym mieście zaplanował sobie już przed maturą.
- Tę samą uczelnię ukończył mój o dwa lata starszy brat. Był bardzo zadowolony, więc ja też postanowiłem nie szukać niczego dla siebie nigdzie indziej - tłumaczy swoją decyzję sprzed kilku lat.
Nigdy nie żałował, że wybrał Zamość. Studia dawały mu satysfakcję, osiągał dobre wyniki na egzaminach. To zaprocentowało. Przez cały ostatni rok akademicki otrzymywał wysokie ministerialne stypendium.
- 1300 złotych miesięcznie to jest coś! - mówi już "prawie magister” i zapewnia, że gdyby nie pomoc i zaangażowanie uczelni, pewnie by się na liście stypendystów nie znalazł.
Michał Karchut także nie żałuje, że do studiowania wybrał sobie rodzinne miasto. Właśnie jest już "jedną nogą” na trzecim roku filologii polskiej na PWSZ. Atuty?
- Jest blisko domu, a więc taniej. A wykładowcy z UMCS czy KUL, więc właściwie tak, jakby studiowało się w Lublinie - tłumaczy Michał Karchut.
Na miejscu ma też to, co dla każdego studenta bardzo ważne. - Bo nauka nauką, ale nasza uczelnia organizuje też mnóstwo ciekawych imprez, a ci, którzy chcą wiedzę poszerzać mają szanse na rozwój. Jest wiele kół naukowych, a w planach utworzenie kolejnych. To duży plus - tłumaczy student, a jednocześnie redaktor naczelny uczelnianej gazet Skafander.
Pozanaukowa działalność to "konik” także Pauliny Nędzyńskiej z Płoskiego, studentki I roku socjologii w Wyższej Szkole Humanistyczno-Ekonomicznej w Zamościu. 23-latka działa w uczelnianym samorządzie i jest zachwycona.
Co zdecydowało o wyborze tej właśnie uczelni? Na pewno względy finansowe. - Bo chociaż studia są teoretycznie płatne, mnie właściwie nic nie kosztują, a nawet zostaje mi jeszcze co nieco - zdradza przyszła pani socjolog.
Jak to możliwe? WSHE oferuje swoim studentom stosunkowo wysokie stypendia socjalne, a na dokładkę coś na kształt "ulg rodzinnych”.
- Moje czesne jest niższe o 200 złotych, bo wcześniej w tej samej szkole studiowała moja siostra - wyjaśnia Nędzyńska. Jest pewna, że po zdobyciu tytułu licencjata, będzie się kształcić dalej i zostanie magistrem.
Zanim Justyna Kuropatwa zaczęła studiować w Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji, złożyła też dokumenty w Lublinie.
- Ale po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że to bez sensu - tłumaczy studentka II roku pedagogiki. - Bo tak naprawdę bezpłatne studia na wyjeździe kosztowałyby mnie tyle samo, jeśli nie więcej, niż płatne na miejscu. A teraz mieszkam z rodzicami i odpada mi np. zmartwienie o zawartość lodówki - śmieje się Justyna.
A na poważnie dodaje, że Zamość niczym nie odbiega od większych miast akademickich.
- Mamy w WSZiA świetną bazę. Wykładowcy przyjeżdżają do nas z całej Polski. To wysokiej klasy specjaliści. Umieją przekazać swoją wiedzę, a jeśli ktoś chce z niej skorzystać, to może. I nie ma znaczenia, gdzie będzie się uczył - przekonuje.