Rozmowa z Pauliną Śmiałowską, licencjonowaną doulą z Końskowoli.
• Doula jest nazywana osobą towarzyszącą kobiety rodzącej. Po co jej obecność podczas porodu?
Osoba towarzysząca podczas porodu jest przede wszystkim po to, żeby wspierać kobietę rodzącą, dać jej poczucie bezpieczeństwa, zaopiekowania, dodać otuchy i pomóc również fizycznie, np. łagodzić ból, czy potrzymać za rękę.
• Opieka lekarska jest niewystarczająca?
Opieka lekarska jest jak najbardziej potrzebna i doule nie są konkurencją dla lekarzy ani położnych. Często też wspierają partnera, który nie zawsze może odnaleźć się w takiej sytuacji.
• Jak to jest ze współpracą z lekarzami? Są zaskoczeni tym, że w porodzie będzie uczestniczyć dodatkowa osoba?
Tak, chociaż w większych miastach są już otwarci na współpracę. Jest wiele szpitali, gdzie doula, jak i partner mogą być obecni. Na ogół jednak personel myśli, że doula nie jest potrzebna, bo jej zadanie wykonuje położna. To nie prawda, po położna opiekuje się wieloma pacjentkami i nie zawsze ma czas na to, żeby udzielić rodzącej takiego wsparcia, jakiego ona potrzebuje.
Pracujemy przy łagodzeniu bólu metodami niefarmakologicznymi. W Puławach nie ma znieczulenia, więc jest to przydatne. Pomagają masaże, kąpiele, akupresura, okłady. Położne nie zawsze mają na to czas.
• Jak to się stało, że związałaś się z tym zawodem?
Ja jestem doulą od roku, a sama zainteresowałam się tym będąc w ciąży. Dużo czytałam. Chciałam mieć kogoś bliskiego przy porodzie i w ten sposób dowiedziałam się o doulach. Ze swoją skontaktowałam się jednak zbyt późno i nie mogła przy nim być. Po porodzie czytałam jeszcze więcej i w ten sposób trafiłam na specjalistyczny kurs. Dzisiaj mam już licencję i należę do Stowarzyszenia Douli w Polsce.
• W Polsce Twój zawód to nadal nowość.
Tak. Z naszych usług korzysta niecałe 2 procent przyszłych mam. Najczęściej kobiety po ciężkich porodach i te, które są przekonane o skuteczności oferowanych przez nas metod oraz wysokiej potrzebie wsparcia.