Prokuratura stawia zarzuty w sprawie śmierci dwóch pracowników bioelektrowni w Uhninie. Do tragedii doszło w niedzielę. Młodzi ludzie zmarli podczas konserwacji studzienki.
– Zleciła ona dwóm pracownikom udrożnienie kanałów studzienki kondensacyjnej, znajdującej się na terenie bioelektrowni – mówi Beata Syk-Jankowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie.
– Nie zapewniła im właściwego wyposażenia do wykonania tego typu prac, przez co naraziła ich na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. W konsekwencji nieumyślnie doprowadziła do ich śmierci.
Wioletta D. nie przyznała się do zarzutów.
Złożyła obszerne wyjaśnienia, które zweryfikuje prokurator. Zarzuty usłyszał również prezes firmy, 37-letni Krzysztof G. z Lublina. Z racji swojego stanowiska odpowiadał on za bezpieczeństwo i higienę pracy w bioelektrowni. Według prokuratury naraził dwóch pracowników na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia. Nie zapewnił im niezbędnego wyposażenia i nie zapoznał z ryzykiem, jakie wiązało się ze zleconym zadaniem.
– Przesłuchany w charakterze podejrzanego Krzysztof G. nie przyznał się do dokonania zarzucanego mu czynu i odmówił składania wyjaśnień – dodaje Syk-Jankowska.
Wobec podejrzanych nie zastosowano aresztu. Wiolettcie D. grozi do 5 lat więzienia. Prezesowi do 3 lat.
Jako wstępną przyczynę śmierci podano zatrucie gazem. Jego stężenie w studzience przekraczało dopuszczalne normy. Obaj mężczyźni pracowali bez koniecznych zabezpieczeń. Śledczy zabezpieczyli materiał do badań toksykologicznych. Po ich przeprowadzeniu będzie można definitywnie określić przyczynę śmierci.