Stok narciarski w Kumowej Dolinie miał być gotowy już w środę. Tymczasem jeszcze dziaiaj pracował tam buldożer. Okazało się, że główny zjazd został źle wyprofilowany i trzeba go naprawić.
– Do tej pory woziłem syna na narty do Bobliwa – mówi Zbigniew Gołębiowski. – Kiedy tylko dowiedział się, że stok w Kumowej Dolinie jest gotowy, natychmiast chciał go wypróbować. Teraz czeka, kiedy ten dłuższy będzie oddany do użytku.
Wojciech Gąska, szef kraśnickiej firmy Wotex, która kończy urządzać stok obiecuje, że najpóźniej od najbliższego wtorku będzie można szusować na całej jego długości. Chociaż z poprawą wyprofilowania dłuższej trasy uwinął się już dzisiaj, to teraz musi czekać na inspektorów Transportowego Dozoru Technicznego, którzy mają dokonać jej formalnego odbioru.
Będzie to jednoznaczne z dopuszczeniem stoku do użytkowania. – Usilnie zabiegam o to, aby pojawili się na stoku jeszcze w sobotę – mówi. – Wówczas, już tego samego dnia, cały obiekt mógłby zostać oddany do dyspozycji narciarzy.
Wotex musi się jeszcze uporać z zainstalowaniem oświetlenia wraz z nagłośnieniem. Czynna za to jest już wypożyczalnia ze 160 kompletami nart oraz bar.
Na dobre Gąska stał się gospodarzem terenu w Kumowej Dolinie dopiero 1 grudnia. Nie minęła połowa stycznia, a stok jest już niemal gotowy. On sam twierdzi, że tak ekspresowe tempo było możliwe dzięki dobrej woli i znakomitej współpracy Zakładem Energetycznym, Urzędem Miasta i Sanepidem. Szli mu na rękę, tak jakby urządzenie stoku w Chełmie było dla nich wszystkich wspólną sprawą.
Wszystko wskazuje na to, że Gąsce udało się przełamać złą passę związaną z budową stoku narciarskiego dla Chełma. Przedsięwzięcie to ma bowiem wieloletnią historię. Zanim cokolwiek zrobiono, miasto awansem zakupiło wyciąg narciarski.
Później tak zwana wyrwirączka leżała gdzieś w magazynach, aż w końcu przepadła. Innym razem jeden z dyrektorów MOSiR tak ochoczo zabrał się za urządzanie stoku, że zlecił swoim pracownikom wycinkę drzew na terenie nie należącym do miasta, lecz nadleśnictwa. Skończyło się na tym, że leśniczy przegonił całą ekipę z lasu i miastu pozostało zadośćuczynić wyrządzone przez nią szkody.