II Europejski Festiwal Smaku, Lublin, 10–12.09.10
Ten deser był zaskakujący. Trochę jak pączek z wierzchu niewyglądający szczególnie pociągająco, ale skrywający rewelacyjną niespodziankę.
Program na niedzielę nie robił wielkiego wrażenia. Wprawdzie zaplanowano dobrze rokujące pokazy na Scenie Smaku, ale nie przewidziano już takiej muzycznej atrakcji jak na sobotę. Całość miało zaś zakończyć o godz. 21 otwarcie wystawy w restauracji Hades-Szeroka, czyli impreza z gatunku zwykle mało emocjonującego.
Ale to właśnie ten wernisaż (który tak naprawdę był finisażem) ekspozycji zatytułowanej "Śledź grodzki”, okazał się największym wydarzeniem ostatniego dnia festiwalu. Pozytywnie zaskakiwało już samo umiejscowienie wystawy – nie w samym lokalu, tylko tuż przy nim, na zewnątrz w Bramie Grodzkiej.
Na dwóch rzędach ażurowych paneli ogrodzeniowych zawieszono w sumie 27 dzieł plastycznych – głównie malarskich – o tematyce rybnej. Część z nich obserwatorzy życia kulturalnego i towarzyskiego mogli już znać z poprzednich artystyczno-kulinarnych przedsięwzięć Hadesu. Np. obraz Artura Popka ze śledziem w meloniku dumnie płynącym w Zalewie Zemborzyckim (!).
Jednak pojawiły się tu także prace nowe. Jedną z najoryginalniejszych był collage Tadeusza Mysłowskiego ze śledziem po skonsumowaniu na gazecie (sposób jedzenia dość powszechny w socjalistycznej Polsce). Wyczyszczoną z mięsa rybę autor zobrazował grzebieniem czarnych kresek na białym papierze wkomponowanym w wieszak pralniczy. Pod szkieletem głównego bohatera była strona starej gazety, a obok niego naklejka z puszki i tabliczka z ceną z czasów PRL.
Równie dowcipną, nową pracę zaprezentował Krzysztof Grajczak. Na swoim obrazie przedstawił on uskrzydlone ryby odlatujące ponoć do ciepłych krajów. Z kolei na obrazie Marka Andały śledź został w połowie przykryty tkaniną w biało-błękitne pasy kojarzące się z flagą Izraela. To pewnie nawiązanie do przedwojennej przeszłości Bramy Grodzkiej, za którą była dzielnica żydowska z ludźmi spożywającymi dużo ryb.
Hadesowy wieczór nie polegał tylko na oglądaniu wystawy i jej komentowaniu. Szefowie restauracji zadbali o poczęstunek adekwatny do tematyki dzieł. Podali przekąski z kawałka śledzia na cebuli i plastrze ziemniaka.
Była oprawa estradowa. Zabawne piosenki literackie "Życie brutalne” i "Biały kruk” wykonał duet Zbigniew Kowalczyk i Wojciech Dunin-Kozicki. Witold Dąbrowski zaśpiewał "Przeżyj to sam” Lombardu. Marek Andrzejewski przypomniał z dziesięć swoich przebojów. Potem jeszcze powrócił Dąbrowski.
Sekwencja występów się zakończyła i zdemontowano wystawę. Dopiero wtedy wiele osób, w tym piszący te słowa, dowiedziało się, że prace można było oglądać od południa i że ekspozycja była wydarzeniem jednodniowym. A więc, choć w programie stało hasło wernisaż, był to w istocie finisaż – zjawiskowe zamknięcie znakomitego przedsięwzięcia plastycznego i bardzo smakowity finał pysznego festiwalu.