Zwyczaj ubierania choinki trafił do Polski z Niemiec przed dwustu laty, w XVIII wieku, a na dobre zagościł w wielu domach dopiero w dwudziestoleciu międzywojennym. Podbój rodzimych chat nie był natychmiastowy, bo nic, co kojarzyło się z jednym z zaborców nie było przez społeczeństwo akceptowane. Trudno było też rywalizować ze swojskim podłaźnikiem.
- To nieprawda, że zanim nastała moda na choinki, świąteczne domy były smutne - podkreśla Marzena Bury, kustosz z działu ekspozycji i edukacji lubelskiego Skansenu. - Dekorowano je w ten sposób, by jak najbardziej przypominały stajenkę, w której urodził się Pan Jezus. Tak więc w jednej z naszych izb - chałupie z Żukowa możemy zobaczyć odtworzone wnętrze świąteczne bożonarodzeniowe z lat 1923-26. Dzięki wywiadom przeprowadzonym z właścicielką chałupy, wdową Okapową, możliwe stało się takie „przeniesienie w czasie” do minionych już czasów.
Król i pośnik
- Przyjrzyjmy się bliżej wystrojowi: obrazy sakralne we wnętrzu przystrojone są bibułkowymi „firaneczkami” i kwiatami z bibuły. Poniżej obrazów zatkniętych kilkanaście skrzyżowanych gałązek świerkowych. W centralnym miejscu u powały widzimy „pająka” ze słomek i barwnej bibuły - wylicza Marzena Bury. - W południowo-wschodnim rogu izby stoi tzw. „król”, czyli snopek niemłóconego żyta przewiązany trzema powrósłami i z opłatkiem weń wetkniętym. Od progu izba wyścielona jest dużą ilością słomy, przy piecu leży siekiera. Stół wysunięty nieco na środek izby wyścielony cienką warstwą siana, na nim sito z różnymi ziarnami zbóż: żyto, owies, jęczmień. Całość przykrywa biały świąteczny obrus. W ten sposób stół, przy którym spożywano pośnik, czyli kolację wigilijną stawał się swoistym ołtarzem. Pod stołem widoczna wiązka siana, wokół stołu dwie ławy i kilka stołeczków. Na polepie przy stole garnek żelazny na „strawę wigilijną” dla bydła.
Jak znikał pająk
W izbach pod powałami drewnianych chałup wieszano również podłaźniki, czyli gałązki ścięte ze szczytów drzewek iglastych. Podłaźnik, na którym wieszano często jabłka, orzechy, wydmuszki jaj, czy opłatki i ozdoby z bibuły miał nie tylko zdobić chałupę, ale być także gwarancją ochrony od nieszczęść i chorób. Odstraszać miał duchy i złe uroki. Miał przynosić dobrobyt i spokój w rodzinach, a pannom na wydaniu zwiastować szybkie małżeństwo.
Przed wojną z bibuły, fasoli lub słomy wykonywano też zwisające z sufitu pająki. Były to przestrzenne konstrukcje podobna do kościelnych świeczników. Zakładano, że im bogatszy gospodarz tym większy pająk. Ozdoby tej nie zdejmowano jednak z sufitu po świętach. Wisiała tam aż do wiosny zastępowana dopiero wtedy przez kolejnego, nowego pająka wykonanego przed Wielkanocą. Zresztą pająki, gdy w domach zagościły już choinki nie zniknęły bezpowrotnie. Gospodynie przygotowały ich małe formy i zawieszały je na świątecznym drzewku. Podobnie zresztą jak białe gwiazdki wycięte z opłatka, czy kolebki na biegunach wypełnione sianem
Świat i dziad
W niektórych wsiach utrzymywała się też tradycja zawieszania przy suficie „świata”, czyli kulistej ozdoby obracającej się niczym kula ziemska, a wykonanej z opłatków lub białej bibuły. - W Wigilię w rogu izby wiejskiej chałupy, ale również we dworach stawiano króla, czyli snop z niemłóconego zboża z żyta, bo było to najczęściej uprawiane zboże z przeznaczeniem na mąkę z której wypiekano chleb powszedni - dodaje Marzena Bury.
Król, zwany też w różnych wsiach inaczej np. kolędą, dziadem, kolędnikiem czy babą był wnoszony do chałupy w samą Wigilię. Było to zdanie gospodarza, który mówiąc przy tym „słoma do chałypu, a bieda z chałupy” - miało to zapewnić, że w domu przez cały rok nie zabraknie jedzenia. Z domu wynoszono go dopiero po święcie Trzech Króli. Zdarzało się, że z tego samego powodu pod stołem ustawiano dzieżkę do chleba, maselnicę i sierp.
Nie było prezentów
Wiele słomianych elementów miało nie tylko przypominać stajenkę, ale też sprowadzać do chałupy bogactwo, urodzaj i szczęście.
- Przed wojną na wsiach nie było zwyczaju dawania sobie w okresie świątecznym prezentów - przyznaje Marzena Bury. - Jedynie w domach w miastach lub we dworach dzieci mogły liczyć na drobny prezent: książkę, lalkę, misia czy drewniane klocki. Nie było takiej jak dziś, obfitości prezentów. Choinka sama w sobie barwnie przystrojona w światła woskowych świeczek, ozdoby ze słomki, glansowanego papieru, bibuły, szklanych paciorków i pazłotkach po cukierkach była radością i prezentem. Zwieńczona gwiazdą lub postacią anioła, ubrana w długi łańcuch. Takie drzewko bożonarodzeniowe widzimy we dworze z Żyrzyna na muzealnej ekspozycji. Na podłodze pod choinką zabytkowy już dziś pluszowy miś. Otrzymał go w prezencie 24 grudnia 1939 roku p. Andrzej Kiełczewski, wówczas 3 letni Andrzejek.
Wiele ozdób, jak widać, wykonywano samodzielnie. Najczęściej robiły je dzieci pod opieką babć lub piastunek lub pod okiem nauczycieli w szkole. Drukowane przed świętami wydawnictwa zachęcały do podjęcia wysiłku proponując gotowe wzory. Do dziś w czasie muzealnych zajęć warsztatowych wielką popularnością cieszą się wykonywane przez dzieci, młodzież i dorosłych papierowe pawie oczka, słomkowe pajączki, bibułkowe łańcuchy, kołyski z pudełek po zapałkach. Ozdoby proste, wykonywane z tradycyjnych materiałów.
Świętowanie
Na wsi dla dorosłych i dzieci radością i nagrodą było samo świętowanie, wspólna modlitwa, wieczerza, radość dzielenia się opłatkiem, obfitość świątecznych posiłków, podobnie jak i dziś. Świąteczny dzień bardzo różnił się od ciężkiego dnia powszedniego. Dla młodzieży już po pośniku ważne były figle i zabawy, a także wróżby; szczególnie te o charakterze matrymonialnym. W końcu każda młoda panienka marzyła o kawalerze i szybkim zamążpójściu.
- Z relacji i wspomnień, które udało nam się zebrać wynika, że tak właśnie było - dodaje Marzena Bury. - Święta stanowiły wyjątkowy czas, który sprawiał radość wieloma smacznymi daniami składającymi się na Lubelszczyźnie głównie z kaszy, kapusty, czosnku i miodu oraz z powodu wyjątkowo odświętnego przystrojenia chałup.