Arkadiusz Sprzęga wysłał e-maile i pisma do 32 lubelskich instytucji. Pytał m.in. o koszty służbowych wyjazdów, zasady sprzątania czy wykaz prenumerowanych gazet. Dostał tylko 11 odpowiedzi, choć każda instytucja miała obowiązek odpisać.
– Chcieliśmy sprawdzić, jak traktowane są zapytania zwykłego człowieka – tłumaczy Jadwiga Janik z Kliniki Dialogu.
Dlatego wiosną i latem wysłali na Lubelszczyźnie e-maile i pisma do 32 instytucji. Szkoły pytali o zakupy do bibliotek, szpitale o firmy, które je sprzątają, urzędy miasta i starostwa o samochody, podróże służbowe i pieniądze przekazane organizacjom pozarządowym.
– Dostaliśmy jedenaście odpowiedzi. Najgorzej wypadły szkoły i szpitale – informuje Janik. Jak się tłumaczą adresaci?
– Być może wniosek był wysłany wiosną. A wtedy mamy matury, a potem są wakacje – mówi Teresa Radzikowska-Łysiak, dyrektor IV Liceum Ogólnokształcącego w Lublinie. I zaraz zapewnia: Jednak zawsze staramy się odpowiadać na takie pytania czy ankiety.
– Jeśli taki e-mail wpłynął do naszego urzędu, a nie było odpowiedzi, to doszło do niedopatrzenia, które naprawimy – obiecuje Karol Garbula, rzecznik prasowy Urzędu Miasta w Zamościu.
– Jeśli w przyszłości dostaniemy takie pytanie, odpowiemy zgodnie z przepisami – mówi Monika Wielgórska, dyrektor SP ZOZ w Łukowie (e-mail przyszedł do szpitala za poprzedniego dyrektora).
Po co ta akcja? – Chcemy, żeby ludzie wiedzieli, że np. przed wyborami mogą o wszystko zapytać swoich wójtów, burmistrzów i prezydentów. Natomiast urzędnikom przypominamy, że mają obowiązek odpowiedzieć – mówi Janik.
Urzędnicy (ale i szkoły, szpitale czy organizacje związkowe) mają 14 dni na udzielenie odpowiedzi mieszkańcowi. Jeśli odmówią lub jej nie udzielą, można odwołać się do jednostki nadrzędnej. W ostateczności pozostaje dochodzenie swojego prawa w sądach administracyjnych.
Za nieudostępnienie informacji publicznej grozi urzędnikowi grzywna lub nawet do roku więzienia.