Nie wszyscy powodzianie zdążyli z remontem domów. Zimują w spartańskich warunkach. – Rząd twierdził, że na Boże Narodzenie wszystko wróci do normy. Bzdura. Będzie dobrze, jak skończymy odbudowę za rok – macha ręką Henryk Piwko z Zastowa.
– Nie mamy dokąd pójść – mówi Roman Wycisłowski, jedna z ok. 70 osób w gminie, której powódź całkowicie zniszczyła dom. – Mieszkam z rodziną w opłaconym przez państwo kontenerze. Dogrzewamy się elektrycznym piecykiem. Nie wiem, co będzie, jak nam ten kontener zabiorą.
Wycisłowscy postawili nowy dom, ale jest jeszcze w stanie surowym. – Dokończymy, jeśli zbierzemy pieniądze. Bo ile można zrobić za 100 tys. zł odszkodowania? – pyta pan Roman.
Piętrowy dom państwa Piwków ocalał, ale woda sięgała tam kilku metrów i zniszczenia były ogromne.
– Dziś mieszkamy w stanie surowym – oprowadza po domu Henryk Piwko. – Jest wilgoć, ale przynajmniej ogrzewanie działa. Nie możemy dokończyć remontu, bo trudno o materiały. Wejście do sypialni zastawiamy kartonem. Rząd twierdził, że na Boże Narodzenie wszystko wróci do normy. Bzdura. Będzie dobrze, jak skończymy remont za rok.
Przed rodzinnym domem stoi kontener. Jeden z blisko 150, jakie władze rozstawiły w całej gminie. Piwkowie z niego nie korzystają. Nie jest przystosowany do zimowych warunków, a ogrzewanie piecykiem elektrycznym kosztuje majątek.
– Nie da rady tam wytrzymać – mówi Kazimiera Gaj z Zastowa Polanowskiego. – Nie ma wody, wentylacji i ocieplenia. Nasz kontener możemy już oddać. Całą rodziną przenieśliśmy się do Dobrego, tymczasowo.
Gajowie nie zdążyli z remontem własnego domu. Do tej pory wstawili jedynie nowe okna i uruchomili centralne ogrzewanie. Mimo to grzyb zaatakował już sufit. Budynek trzeba osuszyć.
– My w tym tygodniu mieliśmy robić nowe fundamenty, ale spadł śnieg i trzeba czekać – mówi Monika Piątek ze wsi Majdany. – Przez wiele miesięcy staraliśmy się załatwić wszystkie formalności. Dziś wszystko jest gotowe, ale co z tego?
Rodzina Piątków przez kilka miesięcy mieszkała w przyczepie kempingowej. Jeden z trzech synów nocował w samochodzie. Po naszej interwencji na ich podwórku ustawiono kontener.
– A nam się udało – cieszy się Henryk Szast z Zastowa Polanowskiego. – Na podwórku stoją cztery kontenery, ale są już gotowe do zabrania. Zdołaliśmy odbudować dom. Mieliśmy szczęście. Tydzień po przeprowadzce córka urodziła dziecko.
Ośmioosobowa rodzina pana Henryka przezimuje pod własnym dachem. Wiosną zabiorą się za wykańczanie elewacji nowego domu i burzenie zniszczonych budynków gospodarczych.
Przedstawiciele gminy twierdzą, że każdy potrzebujący może liczyć na dach nad głową. Samorząd zapewnia dopłaty do stancji. Na potrzebujących czekają też miejsca w lubelskich domach pomocy społecznej. Mimo mrozów, powodzianie nie chcą opuszczać swoich gospodarstw. Na przeprowadzkę do miasta decydują się nieliczni.