Kierowcy autobusów i trolejbusów z pętli odjadą o czasie, ale później nie będą silić się na punktualność.
W efekcie rozkład zmieni się tak sposób, by nie zmuszał kierowcy do pokonywania np. w 5 minut dystansu, który można przejechać w 3 minuty.
– Pasażer chce być dowieziony na miejsce najszybciej jak się da – mówi kierowca jednego z miejskich autobusów. Nie raz zdarzyło mu się "złapać przyspieszenie”. – W takim przypadku muszę czekać na przystanku, jechać bardzo wolno, albo zwalniać przed zielonym światłem licząc na pomarańczowe. Pasażerowie to widzą i nie są zadowoleni.
Ale kierowcy nie mają wyjścia i muszą tak robić. – Jeśli autobus dotrze na przystanek przed czasem, to powinien poczekać tyle, żeby odjechać zgodnie z rozkładem – tłumaczy Malec.
Jeżeli przyspieszenie jest większe niż jedna minuta, ZTM może naliczyć przewoźnikowi karę. W przypadku MPK to 112 zł. Pozostali przewoźnicy, czyli Irex, Meteor i AKL płacą 160 zł. – Rozbieżności wynikają z tego, że umowy były zawierane w różnym czasie – wyjaśnia Piotr Winiarski, kierownik Działu Kontroli i Nadzoru w ZTM.
– W ciągu miesiąca prowadzimy co najmniej sto kontroli punktualności. Często po skargach od pasażerów, że na danej linii notorycznie zdarzają się odstępstwa od rozkładu – dodaje Winiarski.
W zeszłym roku najwięcej takich skarg (aż 34) dotyczyło linii 74 obsługiwanej wówczas w całości przez AKL. Po tym, jak zmieniono przydział przewoźników tak, że na trasie są dwa wozy AKL i trzy MPK, skargi ustały.
Pomiary rzeczywistego czasu przejazdu trwać będą od pierwszego do ostatniego kursu. Pasażerowie powinni dziś na wszelki wypadek wcześniej przyjść na przystanek. – Nie spodziewałbym się jednak przyspieszeń większych, niż pięciominutowe – dodaje Malec.