Żeby zarobić na rolkę papy, trochę cementu chwyta się dorywczych prac: roznosi ulotki, nie wstydzi się zbierania puszek. Tak jest od trzech miesięcy. – Dwoje się i troję, ale sam, bez pomocy nie dam rady – zadzwonił do redakcji Witold Wójcik. – Przyda się wszystko: deski, krokwie, cement. Własnymi rękami postawiłem już podbudówkę.
Mieszka przy ul. Radzikowskiej 36 w Lublinie. Z jego domu majowa burza zrobiła rumowisko. Widok jak po wybuchu bomby. Tam, gdzie powinno być wejście do domu, przedpokój, kuchnia nie ma nic. Straszy zawalony dach i kikuty połamanego stropu. Na gruzach postawił łóżko, stół, ocalały kawałek kredensu. Na siatce ogrodzenia powiesił ręcznik, lusterko, uprane ubranie. Tak mieszka. Pracuje do późna w nocy. A w dzień idzie w miasto. Bierze każdą robotę. Liczy się każdy zarobiony grosz.
Pan Witold nie chce lokalu zastępczego. W domu, który zawalił się na jego oczach mieszkał od 25 lat. Zawziął się. Powiedział, że go odbuduje. Mężczyzna przepracował 30 lat na kolei. Został bez pracy i bez zasiłku. Jest honorowym dawcą krwi. W swoim życiu oddał 36 litrów. Na pewno uratował niejedno życie. Teraz on potrzebuje pomocy. (STEP)