Oskarżony nie jest urodzonym złodziejem. Nie ma do tego predyspozycji. Daje się złapać w głupi sposób – ocenił sędzia Piotr Romański, namawiając Emila S. do szukania lepszego sposobu na życie
Czytaj Dziennik Wschodni bez ograniczeń. Sprawdź naszą ofertę
24-letni Emil S., bezrobotny mieszkaniec lubelskich Bronowic, napadł dwóch nastolatków i kobietę. Jej córce groził podpaleniem. Śledczym tłumaczył, że potrzebował pieniędzy na opłacenie przedszkola. Wczoraj usłyszał wyrok – cztery lata bezwzględnego więzienia. O taką karę wnioskował sam oskarżony. Przyznał się bowiem do większości zarzutów.
– Żałuję. Chciałbym przeprosić – wyznał Emil S. na sali sądowej.
Sprawa dotyczy wydarzeń z kwietnia tego roku. 24-latek wybrał się wówczas do skateparku przy Drodze Męczenników Majdanka. Obserwował młodych ludzi jeżdżących na deskorolkach i rowerach. Zaczepił dwóch z nich i poszedł z nimi na pobliski przystanek autobusowy. Z akt sprawy wynika, że nakłonił Janusza i Kacpra, by stanęli z nim za wiatą. Tam wyciągnął scyzoryk i grożąc chłopcom, że „wbije im kosę” zabrał jednemu z nich wartą 200 zł Nokię. Drugi z nastolatków nie miał telefonu.
Kiedy Emil S. dotarł z łupem do domu zorientował się, że aparat jest zabezpieczony hasłem. Wiedział, że nic na nim nie zarobi. Ruszył więc na poszukiwanie kolejnej ofiary. Był wieczór. Na przystanku przy ul. Zamojskiej zobaczył panią Elżbietę.
- Nie zastanawiałem się. Wyrwałem jej torebkę i uciekłem w stronę rzeki – wyznał później śledczym Emil S. – W torebce było maksymalnie 20 zł.
Z akt sprawy wynika, że kobieta miała 200 zł w gotówce, telefon i karty do bankomatu. Po napaści Emil S. wstąpił do sklepu. Kupił sześć piw i poszedł do domu. Pijąc przeglądał kontakty w telefonie ofiary.
Odnalazł córkę pani Elżbiety. Domagał się od niej numeru PIN do skradzionej karty. Groził kobiecie podpaleniem. Ta jednak przestała reagować na pogróżki. Emil S. postanowił więc wyłudzić pieniądze od koleżanki pani Elżbiety. Odnalazł jej numer na liście ostatnich połączeń. Domagał się 500 zł w zamian za zwrot skradzionych rzeczy.
24-latek został szybko zatrzymany przez policjantów i rozpoznany przez ofiary.
– Nie miałem pieniędzy na przedszkole dla syna. Zalegałem za dwa miesiące. Nie chciałem, żeby go wypisali – tłumaczył śledczym przyczyny swojego postępowania.
Sąd wytknął mu jednak, że po napaści zamiast odłożyć pieniądze na czesne, wydał je na alkohol.
Emil S. ma 4-letniego syna i konkubinę. Oboje nie mają pracy. Mieszkają osobno, każde ze swoimi rodzicami. Od kwietnia 24-latek siedzi w areszcie. W sądzie prosił, by na wezwanie do zakładu karnego mógł czekać na wolności. Areszt został jednak przedłużony.
– Przemawia za tym kara 4 lat pozbawienia wolności oraz dotychczasowy tryb życia. Emil S. pił, nie pracował i kłócił się z matką dziecka – wyjaśniał sędzia Romański. – Powinien popracować nad sobą. Pomyśleć o terapii odwykowej. W areszcie będzie miał ku temu okazję.
Wyrok jest nieprawomocny. Emilowi S. groziło do 12 lat więzienia.