54-latka, który nękał lekarkę, dopadli agenci słynnego detektywa. Wystarczył im jeden dzień. Na co czekała policja?
30 stycznia lekarka zgłosiła na policji, że mężczyzna nęka ją telefonami. Podała jego nazwisko, bo był to jej znajomy. 2 lutego złożyła skargę po raz kolejny. Wtedy też zwróciła się o pomoc do łódzkiego biura Krzysztofa Rutkowskiego, znanego detektywa.
We wtorek po południu pracownicy biura obserwowali okolice gabinetu lekarki w centrum Lublina. W tym czasie policjanci z IV komisariatu rozmawiali z nią w gabinecie, bo tym razem kobieta zawiadomiła ich o groźbach ze strony swojego prześladowcy.
W pewnym momencie pod gabinet podjechał samochód, z którego wysiadł mężczyzna. Zaczął spuszczać powietrze z auta lekarki. Zauważyli to ludzie Rutkowskiego, którzy go zatrzymali i przekazali w ręce policjantów. Do czwartku był w izbie zatrzymań. Wczoraj prokurator postawił mu zarzut uporczywego nękania lekarki i grożenia jej m.in. połamaniem rąk.
Mężczyzna wyszedł na wolność, ale dwa razy w tygodniu ma się stawiać w komisariacie policji. Dostał też zakaz zbliżania się do kobiety.
Krzysztof Rutkowski wytyka mundurowym bezczynność: – Lekarka informowała regularnie policję o kierowanych pod jej adresem groźbach karalnych. Przez tydzień żyła w strachu – mówi Rutkowski. – Tymczasem całą sprawę w jeden dzień załatwili ludzie, którzy przyjechali z Łodzi.
Policja tłumaczy, że podjęcie dalszych kroków w sprawie lekarki uzależniała od prokuratury. – Po otrzymaniu zgłoszenia przesłaliśmy materiały prokuraturze i czekaliśmy na decyzję – tłumaczy Fijołek.
Według prokuratury, nie zwalniało to jednak policji z podjęcia działań. – To nie była skomplikowana sprawa, żeby było konieczne dawanie policji szczegółowych wytycznych – uważa Justyna Rutkowska-Skowronek, szefowa prokuratury rejonowej Lublin-Południe.