Rozmowa z Marianem Filarem, profesorem prawa UMK w Toruniu
- Mówi pan tak, jakby pan chciał zapytać dwóch górali spod Zakopanego okładających się kłonicami, czy przypadkiem nie łamią prawa. Cała ta historia z lustracją, teczkami, przeciekami, listami Wildsteina czy "pięćsetką Kurtyki” to jeden wielki prawniczy horror. Ocena tego czegoś na podstawie przyjętych i obowiązujących w państwie prawa norm nie jest już możliwa. Jakakolwiek wykładnia w tym przypadku zawodzi, bo od samego początku nie ma w niej ducha i litery prawa, a jest tylko polityczna chęć rozliczeń, odwetu, szantażu i postawienia na swoim.
• Przypomina mi to bardzo leninowską koncepcję teorii sprawiedliwości, według której prawo jest stanowione przez klasę panującą, w interesie tej klasy i w celu utrzymania jej panowania, gdyż tylko ona ma monopol na prawdę.
- Coś jest na rzeczy, skoro podejrzani(?) i oskarżeni(?) nie mogą się bronić, nie mają równych szans, a dowody w postaci szczątków dokumentów są wątpliwej wartości. O ile w ogóle są... Trybunał Konstytucyjny, którego orzeczenie brzmi: "nie można wykorzystywać w jakikolwiek sposób nielegalnie złożonych "oświadczeń lustracyjnych”, trzeba po prostu wykonać i kropka. Tymczasem prezes IPN Janusz Kurtyka wie swoje i tworzy tę dziwaczną "listę 500”, którą z powodzeniem można wykorzystywać. Ale tylko na potrzeby politycznego magla.
• A otwarcie zasobów IPN dla naukowców?
- Dla tzw. naukowców którzy robią tzw. przeciek i w efekcie otrzymujemy tzw. prawo. Przecież konsekwencje dla tych, którzy trafiają na te listy z magla są bardzo poważne. Mamy więc sytuację, że archiwista staje się oskarżycielem, depozytariuszem tajemnej wiedzy, a "oskarżony” nie ma żadnych praw. Ba, może nawet nie wiedzieć na czym polega jego wina, bo zachowały się tylko... okładki teczek albo fragmenty kserokopii raportu z kopii meldunku.
- Oczywiście, że jak chce się kogoś uderzyć, kij zawsze się znajdzie. Organ konstytucyjny, jakim jest Trybunał, podjął jasną, nie budzącą wątpliwości decyzję. A jej publikacja ma jedynie charakter deklaracyjny, bo potwierdza, że taką właśnie decyzję podjął. Tzw. wola decydenta - bo przecież to jest ostateczna decyzja nie podlegająca żadnemu zaskarżeniu - jest nie do podważenia. I nie ma co się tu czarować moralnymi czy etycznymi przesłankami o zupełnie "przypadkowych” przeciekach. Ostatnia lista 500 prezesa Kurtyki to najlepszy dowód na to, jak potrzebny był przeciek we właściwym miejscu, właściwym czasie i na właściwych ludzi.
• Tak jak "przypadkowy” był przeciek - fałszywy w całości - w sprawie konkurenta Kurtyki do fotela prezesa IPN?
- Nie oszukujmy się: tu chodzi o politykę, od początku do końca. Badania historyczne, odpowiedzialność karna czy moralna to jedynie pretekst i mydlenie oczu. Koncepcja polityczna jest taka, by za wszelką cenę utrzymać władzę i póki rządzi ta oryginalna konstelacja polityczna, to będzie trwało. Bo nie wierzę, że tym szalonym, bijącym się góralom połamią się kłonice.
• Więc w państwie prawa nie ma siły na policję historyczną wystrojoną w piórka niezależnej instytucji? Trudno w to uwierzyć...
- Są jeszcze niezależne sądy i trybunały, a w ostateczności: Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.
Rozmawiał Jacek Deptuła
Gazeta Pomorska