W Galerii Ośrodka Praktyk \"Gardzienice” przy ul. Grodzkiej w Lublinie do końca miesi
To jest zajęcie dla nieomylnych i zdecydowanych. Ślad tuszu musi być prowadzony bez drgnienia ręki. Nie ma korekt. Pędzelek można moczyć w tuszu tylko raz, bez względu na to, jak złożony jest znak. Nic dziwnego, że nauka japońskiej kaligrafii trwa całe życie.
Dwa zaskoczenia
Pierwsza konfrontacja z kaligrafią, to zaskoczenie, że wszyscy stoją, a nie siedzą dookoła stołu. Drugie, to lekcja ułożenia ręki i pędzelka.
– Pędzelek pionowo w dół, sztywny nadgarstek, ruchome ramię i łokieć – tłumaczy Sensu Oikawa, a na polski przekłada dr Joanna Pawłat. Lublinianka, adiunkt na Politechnice Lubelskiej, która 12 lat wykładała na uniwersytetach w Tokio.
Japońska artystka jest w rodzinie czwartym pokoleniem zajmującym się kaligrafią, to trudna sztuka, wymagająca nie tylko zdolności manualnych.
– Japończyk średnio zna 3 tysiące znaków. Przeczyta gazetę, porozumie się z innymi. Mistrzyni kaligrafii zna ich 10 tysięcy. Cały czas się uczy. I spełnia swoje marzenie, bo zawsze chciała podróżować po świecie i uczyć kaligrafii. Dlatego na warsztaty wybiera znak "marzenie”.
Trzeci alfabet
– Studiuję japonistykę w Warszawie. Jestem na trzecim roku, na zajęciach notujemy po prostu długopisami, tak jak znaki w gazetach czy książkach, a nauka kaligrafii to sztuka. Tu można włożyć w znaki duszę. Uczę się tego jak inni uczestnicy warsztatów, choć jest mi łatwiej, bo nie potrzebuję tłumacza – mówi Beata Grzybowska z Lublina i pochyla nad kartką.
W galerii Gardzienice do końca miesiąca można oglądać wystawę prac Sensui Oikawa, która pokazuje na niej różne style kaligrafii. Wraca w nich do korzeni kanji – jednego z trzech alfabetów, w których pojęcia przedstawiane są za pomocą jednego znaku.