A to w naszym mieście nie jest takie proste. Nasi dziennikarze szukali mieszkania w Świdniku przez kilka dni. Podawali się młoda parę z dzieckiem i psem...
Pierwsze ogłoszenie: mieszkanie w domku jednorodzinnym ze wszystkimi wygodami: telefon, kablówka, umeblowane, przestronne. Cena: 1000 zł miesięcznie. Umawiamy się na spotkanie po południu z założeniem, że wystawimy właścicieli na ciężką próbę...
Żeby sprawdzić stopień tolerancji ogłoszeniodawców podajemy się za parę bez ślubu.
Drzwi otwiera nam sympatyczny pan po czterdziestce. Od wejścia mówimy, że nie będziemy mieć pieniędzy na zapłatę z góry. Żadnej reakcji. Na twarzy właściciela wciąż widnieje uśmiech. Zaczyna oprowadzać nas po mieszkaniu, pokazując kolejne pokoje. W każdym eleganckie meble, zasłonki z falbanami i obrazy.
- Tu jest łazienka z prysznicem i wanną, tu sypialnia, meble można poprzestawiać jeśli państwo sobie życzą...
- Tylko, że z nami będzie jeszcze mieszkał pies - przerywamy.
Uśmiech znika. Zamiast niego widać konsternację i zażenowanie.
- A duży? - pyta z obawą uprzejmy mężczyzna.
- Wilczur. Trochę duży, ale najgorsze, że linieje - odpowiadamy spokojnie.
Wydaje się nam, że z kuchni, gdzie siedzi żona słychać jęk... Okazuje się, że pies może być małym kłopotem - nowy, ładny parkiet przestanie być ładny. Mimo to, właściciele nie mówią "nie”. Oglądamy pomieszczenia, zastanawiając się gdzie wstawić dziecinne łóżeczko.
- To państwo mają dziecko? - dziwi się nasz rozmówca.
- Tak, rocznego syna - odpowiadamy.
Teraz na pewno słychać głośne westchnienie z kuchni. Umawiamy się na telefon i wychodzimy. Właściciel żegna nas z widoczną ulgą, ale w dalszym ciągu jest bardzo miły. Nie możemy wyjść z podziwu, że nie wpadł w szał po pierwszych pięciu minutach, a on jeszcze się uśmiecha.
Ogłoszeń ze stancjami w Świdniku nie pojawia się zbyt wiele. W tym numerze Dziennika Wschodniego zaledwie dwa, nie mamy więc wielkiego wyboru.
Drugiego mieszkania nie dane nam było obejrzeć. Po wykręceniu numeru z ogłoszenia w słuchawce odzywa się ospały męski głos. Każde słowo musimy powtarzać dwa razy i dość głośno, bo rozmówca ma kłopoty ze słuchem.
Tłumaczymy, że studenci, że mieszkanie, że mamy dziecko. Głos się nagle ożywia.
- Studenci? - słyszymy.
- Aha... - potwierdzamy.
- Dziecko? - pada znów pytanie.
- Owszem - odpowiadamy przeczuwając szybki koniec tej rozmowy.
- To już nieaktualne! - rzuca głos i odkłada słuchawkę.
Tak też myśleliśmy.
Biedne dzieci...
Trzecie mieszkanie: dwa duże pokoje, ładna okolica, bez mebli, ale dość tanio: siedem stówek plus opłaty.
Spotykamy się w domu właścicielki. Jest to uprzejma starsza pani. Na początek seria pytań: co robimy, gdzie teraz mieszkamy, czy mamy samochód, na jak długo wynajmiemy stancję. Odpowiadamy spokojnie, że utrzymują nas rodzice, studiujemy na UMCS-ie i nie mamy samochodu - jeździmy MPK.
Na wieść o psie lokatorka łapie się za głowę:
- Dzieci, po co wam pies? Przy małym dziecku? Przecież to zarazki! - dziwi się kobieta. - Dajcie sobie spokój! Lubi pan teściową?
Odpowiadam, że nie bardzo.
- To niech jej pan tego psa zostawi - odpowiada ze śmiechem właścicielka.
Kiedy pyta o to, skąd weźmiemy pieniądze mówię, że roznoszę ulotki. Starsza pani kręci głową:
- To ja mam inny pomysł: mieszkanie nie jest w pełni wykończone, jak chcesz, to zatrudnię cię przy jego wykończeniu. Zamiast wypłaty obniżę wam cenę mieszkania - mówi.
Żegnamy się z mocnym przekonaniem, że jeśli gdzieś mieszkać to tylko w Świdniku. I mieszkanie i praca...
Paweł Franczak
Stancje w Świdniku
Młoda para wynajmie mieszkanie...
A to w naszym mieście nie jest takie proste. Nasi dziennikarze szukali mieszkania w Świdniku przez kilka dni. Podawali się młoda parę z dzieckiem i psem...
Z anielskim spokojem
Pierwsze ogłoszenie: mieszkanie w domku jednorodzinnym ze wszystkimi wygodami: telefon, kablówka, umeblowane, przestronne. Cena: 1000 zł miesięcznie. Umawiamy się na spotkanie po południu z założeniem, że wystawimy właścicieli na ciężką próbę...
Żeby sprawdzić stopień tolerancji ogłoszeniodawców podajemy się za parę bez ślubu.
Drzwi otwiera nam sympatyczny pan po czterdziestce. Od wejścia mówimy, że nie będziemy mieć pieniędzy na zapłatę z góry. Żadnej reakcji. Na twarzy właściciela wciąż widnieje uśmiech. Zaczyna oprowadzać nas po mieszkaniu, pokazując kolejne pokoje. W każdym eleganckie meble, zasłonki z falbanami i obrazy.
- Tu jest łazienka z prysznicem i wanną, tu sypialnia, meble można poprzestawiać jeśli państwo sobie życzą...
- Tylko, że z nami będzie jeszcze mieszkał pies - przerywamy.
Uśmiech znika. Zamiast niego widać konsternację i zażenowanie.
- A duży? - pyta z obawą uprzejmy mężczyzna.
- Wilczur. Trochę duży, ale najgorsze, że linieje - odpowiadamy spokojnie.
Wydaje się nam, że z kuchni, gdzie siedzi żona słychać jęk... Okazuje się, że pies może być małym kłopotem - nowy, ładny parkiet przestanie być ładny. Mimo to, właściciele nie mówią "nie”. Oglądamy pomieszczenia, zastanawiając się gdzie wstawić dziecinne łóżeczko.
- To państwo mają dziecko? - dziwi się nasz rozmówca.
- Tak, rocznego syna - odpowiadamy.
Teraz na pewno słychać głośne westchnienie z kuchni. Umawiamy się na telefon i wychodzimy. Właściciel żegna nas z widoczną ulgą, ale w dalszym ciągu jest bardzo miły. Nie możemy wyjść z podziwu, że nie wpadł w szał po pierwszych pięciu minutach, a on jeszcze się uśmiecha.
Ogłoszeń ze stancjami w Świdniku nie pojawia się zbyt wiele. W tym numerze Dziennika Wschodniego zaledwie dwa, nie mamy więc wielkiego wyboru.
Studentom dziękujemy
Drugiego mieszkania nie dane nam było obejrzeć. Po wykręceniu numeru z ogłoszenia w słuchawce odzywa się ospały męski głos. Każde słowo musimy powtarzać dwa razy i dość głośno, bo rozmówca ma kłopoty ze słuchem.
Tłumaczymy, że studenci, że mieszkanie, że mamy dziecko. Głos się nagle ożywia.
- Studenci? - słyszymy.
- Aha... - potwierdzamy.
- Dziecko? - pada znów pytanie.
- Owszem - odpowiadamy przeczuwając szybki koniec tej rozmowy.
- To już nieaktualne! - rzuca głos i odkłada słuchawkę.
Tak też myśleliśmy.
Biedne dzieci...
Trzecie mieszkanie: dwa duże pokoje, ładna okolica, bez mebli, ale dość tanio: siedem stówek plus opłaty.
Spotykamy się w domu właścicielki. Jest to uprzejma starsza pani. Na początek seria pytań: co robimy, gdzie teraz mieszkamy, czy mamy samochód, na jak długo wynajmiemy stancję. Odpowiadamy spokojnie, że utrzymują nas rodzice, studiujemy na UMCS-ie i nie mamy samochodu - jeździmy MPK.
Na wieść o psie lokatorka łapie się za głowę:
- Dzieci, po co wam pies? Przy małym dziecku? Przecież to zarazki! - dziwi się kobieta. - Dajcie sobie spokój! Lubi pan teściową?
Odpowiadam, że nie bardzo.
- To niech jej pan tego psa zostawi - odpowiada ze śmiechem właścicielka.
Kiedy pyta o to, skąd weźmiemy pieniądze mówię, że roznoszę ulotki. Starsza pani kręci głową:
- To ja mam inny pomysł: mieszkanie nie jest w pełni wykończone, jak chcesz, to zatrudnię cię przy jego wykończeniu. Zamiast wypłaty obniżę wam cenę mieszkania - mówi.
Żegnamy się z mocnym przekonaniem, że jeśli gdzieś mieszkać to tylko w Świdniku. I mieszkanie i praca...