Mija trzeci tydzień protestu mieszkańców Żurawlowa. Sprzeciwiają się oni poszukiwaniom gazu łupkowego. Uczestnicy protestu wzywani są na policję. Na miejscu dochodzi do drobnych utarczek.
– Podczas próby przeprowadzenia na terenie działki, jeden z naszych pracowników został uderzony w głowę, a operator rejestrujący zdarzenie został pobity – mówi Grażyna Bukowska, rzecznik Chevron Polska. – Zostały złożone doniesienia do policji i prokuratury w tej sprawie. Szanujemy prawo ludzi do wyrażania opinii, ale chcielibyśmy aby były one wyrażane w sposób spokojny i zgodny z prawem, a nie za pomocą aktów przemocy.
Według uczestników pikiety, to Chevron sprowokował całą sytuację. Firma próbowała bowiem ustawić znaki graniczne, bez wcześniejszego powiadomienia wszystkich stron.
W piątek ponad 30 protestujących musiało stawić się na posterunku policji w Miączynie. Mundurowi zarzucają im popełnienie szeregu wykroczeń, np. przewodniczenie nielegalnemu zgromadzeniu, czy bezprawne przebywanie na terenie dzierżawionym przez Chevron.
– Sam usłyszałem siedem zarzutów. Wszyscy odmówili składania zeznań – mówi Emil Jabłoński, sołtys Żurawlowa. – Teraz sprawie przyjrzy się prokurator. Będziemy czekać na rozstrzygnięcia.
– Nasza okolica to jeden z głównych obszarów rolniczych w województwie. Chcemy produkować żywność, a nie gaz – tłumaczy Jabłoński. – Na terenie planowanych wierceń są również olbrzymi pokłady wód podziemnych. Takie obszary powinny być chronione przed działalnością przemysłową.
Protestujący zapowiadają, że nie ustąpią dopóki Chevron nie zrezygnuje z działalności w ich rejonie. Akcja cieszy się coraz większym poparciem. Do blokady dołączają aktywiści ekologiczni z całej Europy. O akcji informują światowe media. W Warszawie wywieszono również plakaty z wymownym hasłem "Chewrong”, wzywające do wsparcia protestu. Jak informują pikietujący, zapłaciła za to jedna z organizacji proekologicznych, popierających blokadę.