Te archiwalne fotografie świetne znają pracownicy Ogrodu Zoologicznego im. Stefana Milera. Na kimś, kto nie zna historii placówki i przedwojennych zasad opieki nad zwierzętami robią wrażenie. Zwłaszcza te, na których sfotografowane czworonogi sprawiają wrażenie pluszaków.
- Nadal prowadząc zajęcia dydaktyczne pokazujemy dzieciom zwierzęta z bliska, ale nie wyobrażam sobie, żeby to był mały lew albo niedźwiadek. Wybieramy zwierzęta, które bezpiecznie można dotknąć i jednocześnie takie, na które kontakt z ludźmi nie wpływa źle - mówi Joanna Sołodzińska z działu dydaktycznego zamojskiej placówki.
– To żółwie, żako czy pyton królewski– wylicza i tłumaczy, że przez lata bardzo się zmienił sposób opieki nad zwierzętami. Teraz w ogrodach zoologicznych nikt ich nie oswaja a pracownicy starają się stworzyć podopiecznym warunki jak najbardziej zbliżone do naturalnych.
Joanna Sołodzińska pytana czy we wspomnieniach albo zapiskach z czasów, gdy ludzie oswajali zwierzęta zachowały się informacje o niebezpiecznych sytuacjach mówi, że na takie nie natrafiła.
– Pamiętam lwa Leona, który wiele lat temu urodził się w naszej placówce i ponieważ matka go nie karmiła, wychowaniem małego zajęła się ówczesna dyrektor zoo. Wykarmiła go butelką a maluchem zajmowali się wszyscy pracownicy. Ja znałam Leona już jako dorosłego lwa, który reagował rykiem i dopraszał się pieszczot gdy tylko dyrektorka pojawiła się w jego okolicy. Był u nas 18 lat, to sędziwy lwi wiek, bo zwykle one żyją około 13 lat. Widziałam jak pracownicy wkładali ręce za kraty by smarować mu sierść lekami, wchodzili do niego. Ja tego nie robiłam i nie wyobrażam sobie, żeby zrobił to ktoś zwiedzający – wspomina pani Joanna.