Mirosław W. stanie wkrótce przed sądem, gdzie odpowiadać będzie za nieumyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym. W wyniku wypadku zmarły cztery osoby, pięć innych zostało rannych, a kierowca odjechał.
Do tragicznego w skutkach wypadku doszło w sierpniu ubiegłego roku na DK-12 w miejscowości Lechówka. 63-letni dziś Mirosław W. jechał ciężarówką z naczepą po urobek z kopalni węgla do miejscowości położonej za Chełmem.
– Na drodze panował duży ruch, padał drobny deszcz, szosa była mokra, zachmurzenie duże – czytamy w akcie oskarżenia, który wpłynął właśnie do Sądu Okręgowego w Lublinie.
Po drodze mężczyzna kilkakrotnie wyprzedzał. Kolejnym manewrem miało być wyminięcie jadącego w kierunku Lublina busa przewożącego ludzi i innych aut. Mirosław W. zjechał na pas, którym z naprzeciwka nadjeżdżał samochód osobowy. Jego kierowca, żeby uniknąć czołowego zdarzenia, zjechał na prawą stronę. Autem zarzuciło na lewy pas jezdni, gdzie osobówka zderzyła się rejsowym busem. Ten drugi przewrócił się na bok, sunął po jezdni, by po chwili uderzyć dachem w drzewo. W drzewo uderzyła też osobówka. Na miejscu zginął jej kierowca i pasażerka.
Z busa o własnych siłach wysiadły tylko dwie osoby.
– Pozostałe były wyciągane przez kierujących innymi pojazdami, którzy zatrzymali się – piszą śledczy. Pomocy udzielała m.in. ratowniczka medyczna, która znalazła się w jednym z nich. – Część pasażerów była zakleszczona w pojeździe i ich wyciagnięcie nastąpiło przez służby ratownicze przy pomocy specjalistycznego sprzętu.
Do szpitali w Chełmie, Lublinie, Łęcznej i Krasnymstawie przewieziono dziewięć osób. Wśród obrażeń, których doznali były np. złamania żeber, rozfragmentowanie śledziony, złamanie twarzoczaszki. W październiku dwoje z nich zmarło. Biegli nie mieli wątpliwości: śmierć była związana z obrażeniami, jakich doznali podczas wypadku.
Mirosław W. nawet się nie zatrzymał.
– Po wyprzedzeniu samochodu nie widział za sobą kurzu, dymu, bo za ciężarówką w taką pogodę niewiele było widać – czytamy w akcie oskarżenia. Gdy rozpoczął manewr wyprzedzania, nie widział też, żeby w jego stronę „coś jechało”.
Tego dnia mężczyzna zrobił jeszcze cztery kursy. Jeździł objazdami.
Mirosław W. nie przyznaje się do winy. Za nieumyślne sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym grozi do 5 lat więzienia.